Rozmowa Severusa i Smitha kończy się kiepsko dla Smitha, ale udaje mu się podebrać włosy do wielosokowego
Kiedy wrócili do gabinetu, Minerwa właśnie kończyła „sprzątanie" – to znaczy upewnianie się, że nie ma tam absolutnie żadnego włosa.
– Pani profesor, może tak być? – spytała Hermiona, wskazując głowę Severusa.
– Zostańcie tam, gdzie jesteście – powiedziała szybko starsza czarownica i podeszła do nich.
Przyglądała się mu przez dłuższą chwilę.
– Szczerze mówiąc nawet wiedząc, że masz perukę, to jej nie widzę... – dotknęła niepewnie włosy opadające lekko na ramiona. – Jesteście pewni, że nie ma na wierzchu żadnego prawdziwego, który mógłby wypaść na szatę?
– Ani jednego. Te parę, które nie weszły pod perukę musiałam wygolić. Teraz wszystkie włosy są ze sobą sklejone i schowane.
Severus spojrzał na zegarek.
– Dochodzi druga. Sprawdźcie na wszelki wypadek moją szatę, choć powinna być czysta.
Minerwa zaczęła zaklęciem ściągać wszystko, co było na jego ubraniu; paproszki, jakąś nitkę, dwa włosy, które zaplątały się gdzieś w okolicach mankietów i trochę kurzu. Kiedy skończyła, wrzuciła wszystko do kominka i spaliła.
– Najlepiej będzie, jak Hermiona przeniesie się do drugiego wymiaru, a ja usiądę przy drzwiach i będę czekać na pojawienie się Smitha.
Hermiona musiała się z nią zgodzić. JEJ włos absolutnie nie miał prawa tu się znaleźć. Zaczynała się na nowo denerwować.
– Powtórzmy jeszcze raz plan – zaproponował Severus.
Plan był prosty. Hermiona miała być ciągle w drugim wymiarze i obserwować Smitha. Kiedy Auror zapuka do drzwi, Minerwa miała go wpuścić i natychmiast potem wyjść tak, żeby uniemożliwić ewentualnej drugiej osobie pod peleryną niewidką wejście do gabinetu. Zaraz potem miała przenieść się do drugiego wymiaru i za pomocą świstoklika dołączyć do Hermiony. Na te parę minut Severus musiał zdjąć osłony ze swojego gabinetu.
– Gdyby Smith rzucił na mnie Imperiusa, oszałamiacie go równocześnie, zabieracie mu różdżkę, unieruchamiacie go, żeby w żaden sposób nie mógł uciec i blokujecie drzwi. I zmuszacie od odwrócenia zaklęcia. Potem ja się nim zajmę – powiedział Severus, uśmiechając się złowrogo. – A wy musicie sprawdzić, czy nie ma pod drzwiami nikogo pod peleryną niewidką. Jeśli tak, tego kogoś też oszałamiacie i zostawiacie mi.
Hermiona domyślała się, że tym kimś mógłby być ewentualnie Norris, który lubił kontrolować innych i „brać udział" w ważnych wydarzeniach, jak kiedyś w Klinice, kiedy chciał zobaczyć, jak podawana jest pierwsza fiolka eliksiru.
– Uważaj na siebie – powiedziała cichutko do Severusa, nie umiejąc się powstrzymać. To znaczy owszem, powstrzymała się. Powiedziała tylko tyle.
Skinął głową i uścisnął jej lekko ramię.
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – odparł.
Hermiona uśmiechnęła się słabo, popatrzyła na trochę zaskoczoną profesor McGonagall i przeniosła się do drugiego wymiaru. Usiadła na dywaniku pod oknem i przyglądała się, jak jej Opiekunka „odkurza" zaklęciem przejście z komnat do gabinetu, po czym ustawia sobie krzesło przy samych drzwiach, kontroluje jeszcze raz, czy nie spadł jej żaden włos i siada wygodnie. W tym czasie Severus położył sobie na szacie trzy czarne włosy z koperty i rzucił kilka na ziemię koło biurka.
Przez jakiś czas przysłuchiwała się ich dyskusji na temat planu zajęć na przyszły rok, a potem na nowo zaczęła zastanawiać się, jak wypadnie to spotkanie. Severus wydawał się być zupełnie spokojny, na jego twarzy nie widać było śladu zdenerwowania czy strachu. Profesor McGonagall wyraźnie się denerwowała, choć starała się to ukrywać.
Za dwadzieścia trzecia, kiedy Hermionę zaczął boleć brzuch i zaczęły się jej trząść ręce, rozległo się energiczne pukanie do drzwi.
Minerwa jednym ruchem odesłała krzesło pod ścianę, odczekała chwilkę i uchyliła drzwi.
– Dzień dobry, profesor McGonagall – skłonił się jej wytwornie Smith. – Mam spotkanie z dyrektorem Snapem...
– Jest pan trochę przed czasem – powiedziała, trzymając jedną ręką drzwi, a drugą opierając się o ścianę. – Severusie... masz gościa.
– Niech wejdzie – odparł ten sucho. – Dziękuję ci, Minerwo. Dokończymy plan jutro, a dziś sprawdź rozkład zajęć z przedmiotów teoretycznych.
Minerwa skinęła głową i cofnęła się trochę, przepuszczając Smitha. Ledwie Auror wszedł do gabinetu, wyszła prawie się o niego ocierając i zamknęła starannie drzwi. Jeśli Smith miał towarzystwo, zostało ono na korytarzu.
Poszła bardzo energicznym krokiem do ukrytego przejścia nieopodal, przeniosła się do drugiego wymiaru i aktywowała świstoklik, który miała w kieszeni.
Kiedy wylądowała tuż koło Hermiony, młodsza czarownica tylko rzuciła jedno spojrzenie w jej kierunku, po czym z powrotem wbiła wzrok w Smitha.
– Wszystko w porządku? – spytała Minerwa, niepotrzebnie szeptem.
– Tak, dopiero co się przywitali. Smith nic nie zauważył – odparła Hermiona normalnym głosem.
Minerwa stanęła pod ścianą i zaczęła przyglądać się Smithowi i Severusowi.
– Zachowywał się jakoś dziwnie, kiedy wyszłam?
Hermiona potrząsnęła głową przecząco.
– Nie, nawet nie spojrzał w kierunku drzwi. Więc nie sądzę, żeby ktoś z nim był.
Severus usiadł wygodnie w swoim fotelu i odchylił się trochę do tyłu. Swoją starą różdżkę położył na biurku przed sobą. Francuska tkwiła w ukrytej kieszonce w szacie.
– Proszę sobie darować opowiadanie mi o całym pańskim dniu – powiedział, ucinając wyjaśnienia Smitha, czemu zjawił się trochę wcześniej. – Mam nadzieję, że pamięta pan, co mówiłem na koniec naszego poprzedniego spotkania.
Auror skinął pokornie głową.
– Ależ oczywiście, proszę wybaczyć. Tak więc przechodząc do powodu mojej dzisiejszej wizyty... Z pewnością orientuje się pan, że sprawuję... można powiedzieć „opiekę" nad Szkołą Aurorów. Zaproponowałem dyrektorowi, żeby poprosić pana o pewną pomoc... ale proszę – sięgnął do kieszeni po dużą, ozdobną kopertę z emblematem Szkoły Aurorów i podał ją Severusowi – to jest pismo od Augustusa Millera, znajdzie pan tu szczegóły.
Ten sięgnął po nią i przyjrzał się wpierw kopercie, potem zaś sięgnął po nożyk do otwierania listów, otworzył ją i wyjął arkusik pergaminu. Oczywiście zaklęciem byłoby szybciej, ale Severus domyślał się, że Smith potrzebuje trochę czasu na to, żeby znaleźć na nim włosy i je przywołać.
Zaczął czytać prośbę dyrektora Szkoły o przeprowadzenie kilku prelekcji w ciągu całego następnego roku szkolnego na temat skutków używania czarnej magii dla organizmu przeciętnego czarodzieja.
W tym czasie Smith przyglądał mu się uważnie. Jak nie będziesz miał żadnych włosów na szacie, to ci je wyrwę prosto ze łba, Snape, pieprzony skurwielu...
Spojrzał na jego ramiona i przedramiona i odniósł wrażenie, że na lekko wyblakłej szacie dostrzegł włos, połyskujący w świetle padającym z okna.
Udając, że bawi się różdżką, upuścił ją na ziemię.
– Och, przepraszam... gapa ze mnie... – mruknął, przechylając się na bok.
Snape spojrzał na niego niechętnie i wrócił do czytania końcówki listu. Smith zaś sięgnął na ślepo po różdżkę i zaciskając na niej palce, uśmiechnął się triumfalnie, bo wyraźnie zobaczył czarny, długi włos na wysokości ramienia.
Hermiona ścisnęła mocniej różdżkę w ręku nie odrywając wzroku od Smitha, który przypatrywał się Severusowi, kiedy ten czytał list. Kiedy w dodatku Auror zaczął bawić się jakby od niechcenia różdżką, aż postąpiła krok do przodu.
– Hermiono – Minerwa złapała ją za ramię.
Dziewczyna znieruchomiała, ale nawet nie podniosła na nią oczu, tylko wpatrywała się w Smitha wzrokiem bazyliszka.
Obie zamarły, kiedy Smith upuścił różdżkę i przechylił się po nią. Po czym zobaczyły, jak uśmiecha się lekko i szepce coś bezgłośnie i w następnej sekundzie łapie coś lewą ręką.
– Ma – powiedziała Hermiona napiętym tonem, przez który przebijała lekka ulga.
– Widziałaś, czy to były włosy? – spytała Minerwa, równie spięta.
W tym momencie Smith odchylił się do tyłu i włożył lewą rękę do kieszeni.
– To musi być jeden z włosów, które Severus położył sobie na ramieniu – odparła dziewczyna.
Minerwa odetchnęła głęboko. Wyglądało na to, że Smith dał się złapać...
Severus też domyślił się, co się dzieje. Podniósł wzrok na Smitha, który wrócił do normalnej pozycji.
– Smith, skończył się pan wić na moim krześle, czy mam panu w czymś pomóc? – zapytał jadowicie i odłożył list na biurko.
– Przepraszam najmocniej – odchrząknął Auror, zerkając na lewą dłoń. – Co pan sądzi o moim pomyśle?
– Rozumiem prośbę o prelekcje i mógłbym je wygłosić, ale zaskoczył mnie temat – odparł Severus.
– Sam go wymyśliłem – powiedział dumnie Smith.
– Cóż... w takim razie przykro mi, ale uważam go za... zupełnie chybiony.
– Doprawdy? – bąknął Smith dziwnym tonem. – Przecież to bardzo interesujące...
Severus wzruszył ramionami.
– Znam dziesiątki innych tematów, które mają fundamentalne znaczenie dla przyszłych Aurorów, o których pewnie nigdy nie słyszeli.
– No... skoro tak, to może pan jakiś wymyślić zamiast mojego – spróbował się odgryźć Smith.
– Są jeszcze jakieś inne pańskie obowiązki, w których mógłbym pana zastąpić? – spytał Severus cierpko.
Smith skrzywił się lekko. Doszedł do wniosku, że skoro ma to, po co przyszedł, może przestać bawić się w grzeczności. Za kilka dni to Snape będzie płaszczyć się przed nim.
– Ma pan jeszcze jakieś uwagi na temat tego listu? – rozsiadł się wygodniej na krześle.
– Muszę wiedzieć ile tych prelekcji dyrektor Miller chciałby zorganizować, żeby potwierdzić mu, kiedy mam wolny czas.
Smith pokręcił głową.
– To raczej on powinien powiedzieć panu, kiedy one mają się odbyć.
– Nie sądzę, żeby dyrektor Miller wiedział kiedy JA mam wolny czas.
Smith pochylił się lekko do przodu.
– Snape, nie może pan z pewnoś...
– PANIE Smith – warknął natychmiast Snape, również pochylając się w jego kierunku i przerywając mu bezpardonowo. – Po pierwsze, jestem pańskim byłym profesorem i dyrektorem tej szkoły, a nie pańskim koleżką, więc nie będę tolerował tego typu odzywek. Albo powściągnie pan swój język, albo wyląduje za drzwiami. Po drugie, z pewnością nie pan będzie mi mówił, co mi wolno, a co nie. A po trzecie, to dyrektor Miller chce mnie prosić o znalezienie czasu na prelekcje, więc albo dopasuje się do mojego kalendarza, albo wygłosi te prelekcje sam. Zawsze może poprosić pana o pomoc – dorzucił z dużą dozą sarkazmu. – W końcu skończył pan Hogwart...
– Jakoś nie mam wrażenia, żebym wiele się tu nauczył – Smith machnął pogardliwie ręką.
– Och, przynajmniej co do tego jesteśmy zgodni. Ja też nie mam wrażenia, żeby wiele się pan nauczył. Powiedziałbym, że był pan w grupie tych, którzy skończyli tą szkołę wyciągani każdego roku za uszy.
Minerwa odetchnęła z ulgą, kiedy Smith przywołał włos z szaty Severusa. Skoro Auror był sam i miał już jego włos, znaczyło to, że nie przyszedł tu rzucić Imperiusa. Gdyby tak było, nie zawracałby sobie głowy szukaniem włosów.
Nie wiedziała, czy Hermiona również trochę się uspokoiła. Przed chwilą była wyraźnie spięta do ostatnich granic i Minerwa musiała ją trochę przystopować. Biedactwo, nie jest przyzwyczajona do takich sytuacji...
Tak więc zaczęła zerkać na swoją Gryfonkę częściej.
I po chwili, kiedy Smith odważył się rozpocząć słowną potyczkę z Severusem, bez mała nie mogła oderwać od niej oczu. Hermiona nadal wpatrywała się w Aurora, ale na jej twarzy malował się wyraz absolutnego podziwu i rozanielenia.
– Smith chyba zapomniał z kim rozmawia – powiedziała starsza czarownica do Hermiony.
Hermiona tylko westchnęła. On jest genialny! Cudowny!
– Panie profesorze Snape – mówił właśnie Smith z grymasem na twarzy. – Nie sądzę, żebyśmy byli zmuszeni do dyskutowania o szkolnych czasach. Może wrócimy do zasadniczego tematu...
– W takim razie sądzę, że nasza dyskusja dobiegła końca – odparł Severus twardym tonem. – Przekaże pan dyrektorowi Millerowi, że chętnie wygłoszę kilka prelekcji w jego szkole i na początku roku potwierdzę mu, kiedy dysponuję wolnym czasem tak, by mógł je odpowiednio zaplanować. Nie wątpię, że nam obu uda się osiągnąć porozumienie. Od tej pory niech kontaktuje się w tej sprawie bezpośrednio ze mną. I niech pan lepiej zmieni temat na jakiś wyższych lotów.
Severus wstał dając wyraźnie znać Smithowi, że rozmowa się skończyła. Auror również wstał jak niepyszny i wykrzywił się.
– Odnoszę wrażenie, że współpraca między nami idzie, jak po grudzie. Będzie trzeba nad tym popracować – powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
– Wręcz przeciwnie, nie widzę takiej potrzeby. Mam zwyczaj sam dobierać sobie współpracowników. Na... pewnym poziomie – Severus przeszedł na drugą stronę biurka i strzepnął rękaw szaty. Kolejny włos spadł na ziemię, wprost pod nogi Smitha.
Auror spojrzał nań chciwym wzrokiem i kolejny raz upuścił różdżkę.
– Pańskim zdaniem nie mam odpowiedniego poziomu? – spytał, pochylając się i zgarniając różdżkę i włos lewą ręką.
– Zręcznością też pan nie grzeszy – dobił go Severus. – Niech mi pan powie, zawsze jest pan tak niezręczny, czy to tylko rozmowa ze mną wytrąciła pana z równowagi?
Smith zacisnął zęby i wzruszył ramionami.
– Nie będę się zniżał do odpowiedzi. Do widzenia panu. Snape. – skinął głową, ale nie wyciągnął na pożegnanie ręki.
Severus otworzył drzwi i stanął tak, że nikt nie mógłby wejść do gabinetu bez choćby otarcia się o niego.
– Na pańskim miejscu nie robiłbym sobie nadziei. Żegnam. Proszę nie fatygować się z następną wizytą.
Smith wyszedł bez słowa i Severus natychmiast popchnął energicznie drzwi, które zatrzasnęły się z głośnym łupnięciem.