Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
W domu nie było już nic do jedzenia, więc po oczyszczeniu ran, nałożeniu grubej warstwy maści przeciw oparzeniom i obandażowaniu rąk, zdecydowali się iść na obiad do jakiejś restauracji. Wiadomo było, że czarodziejski świat nie wchodził w grę, więc postanowili znaleźć jakąś w centrum mugolskiego Londynu. Po paru minutach porównywania menu kilku różnych restauracji, zdecydowali się na Rules na Maiden Lane, która, z tego co słyszała Hermiona, była najstarszą londyńską restauracją. Co, jej zdaniem, uzasadniało ceny, ale najwyraźniej nie odstraszały one Snape’a.
Usiedli w eleganckiej sali i pogrążyli się w rozmowie. Oboje byli rozluźnieni, zadowoleni i o ile podczas poprzednich spotkań był jeszcze między nimi jakiś cień niepewności, sztywności, teraz znikł zupełnie. Tak jakby dzięki temu co wydarzyło się dziś rano, znikła jakaś niewidzialna zasłona, która do tej pory ich rozdzielała.
Cóż, warto dodać, że w przypadku Hermiony dużą zasługę miał kieliszek szampana, który wypiła przed przystawką i wino, które zamówili do obiadu...
Podczas gdy kelner zbierał ze stołu ich talerze po przepysznym plasterku zapiekanej kaczki z dodatkiem salaty posypanej prażonymi migdałami, Snape otarł usta serwetką i rozsiadł się wygodnie na aksamitnej, czerwonej kanapie. Płomień świeczki stojącej na stole drżał lekko i rzucał pełgające cienie na ich twarze. Kiedy dziewczyna pochyliła się w jego kierunku i szeroko otworzyła oczy, miał wrażenie, że jej rzęsy sięgają niemal brwi. Jej czekoladowe oczy nabrały głębi i tańczyły w nich wesołe ogniki.
– Zastanawia mnie jak to możliwe, żeby Smith nie umiał porządnie rzucić zaklęcia – powiedziała cicho, kiedy zostali sami.
– Obawiam się, że to moja wina – wyjaśnił Snape z lekkim uśmiechem. – Ukryłem się w gabinecie Naczelnego rzuciwszy na siebie zaklęcie kameleona i kiedy tylko Smith wszedł do środka, skonfudowałem go.
– Skonfudował go pan? Tak po prostu?
– Nie mogłem na niego rzucić Imperiusa, bo o tym dowiedzieliby się ci z Wydziału Niewłaściwego Użycia Czarów i z pewnością poinformowaliby natychmiast Aurorów i Wydział Bezpieczeństwa.
– No to ładnie go pan rąbnął, skoro nie mógł nawet poprawnie rzucić zaklęcia! – popatrzyła na niego poprzez uniesiony do góry kieliszek wina. – Co zrobi pan z tym wspomnieniem?
– Wpierw je obejrzę, a potem zniszczę.
– Na pewno?
– Na pewno. Nie mam żadnych powodów do kolekcjonowania tego typu wspomnień.
– Nie chodzi mi o kolekcjonowanie. Nie wiem, czy powinien pan to oglądać... To było... wyjątkowo brutalne – przygryzła lekko dolną wargę. Trochę nie pasowało to do piękna sali, w której siedzieli, eleganckich krzeseł obitych aksamitem, nastrojowych lampek przy parawanach oddzielających każdy stolik, kinkietów rzucających złote światło na szkice na ścianach i do łagodnej muzyki rozpływającej się gdzieś nad ich głowami. Jednocześnie robiła to w uroczy sposób.
– Tym bardziej chcę to zobaczyć. Wtedy będę miał kolejny powód, żeby zabić drania, kiedy tylko trafi się ku temu okazja.
– Niech mnie pan zawoła, z przyjemnością pomogę panu ukryć zwłoki!
Jej odpowiedź rozbawiła go do tego stopnia, że nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Ich rozmowa absurdalnie kontrastowała z otoczeniem, poza tym podobał mu się jej komentarz. Ale czas było zmienić temat na jakiś lżejszy. Kiedy kelner podał im pieczeń wołową w jeżynach i orzechach z dodatkiem smażonych na złoto ziemniaków, zaczęli rozmawiać o mugolskich samochodach. Kiedy skończyli jeść, Hermiona złapała się na tym, że w jakiś dziwny sposób zeszli na wędkarstwo. O dziwo Snape wydawał się być zainteresowany. Mając nadzieję usłyszeć choć jeszcze raz jak się śmieje, zaczęła opowiadać mu wszystkie najgłupsze wpadki swojego ojca. Jak zabrał kiedyś jej mamie lakiery do paznokci, bo chciał zrobić kolorowe przynęty, jak zabrał z domu ser bo wyszły mu robaki czy jak kiedyś, próbując wyjaśnić jej proporcje z matematyki wymyślił teorię, że wiek ryby jest wprost proporcjonalny do odległości głowy od ogona.
W końcu się jej udało.
– Jak jeszcze byłam mała, któregoś dnia wrócił do domu i powiedział nam, że złowił syrenę.
– I poznał, że to syrena? – zapytał rozbawiony Snape wiedząc, że wyobrażenia mugoli o syrenach różnią się sporo od rzeczywistości.
– No więc później mama powiedziała mi, że to był sum. Co wyjaśniało strasznego kaca, którego miał następnego dnia.
Roześmiał się głośno, a Hermiona patrzyła na niego z wyraźnym zafascynowaniem. Kto by pomyślał, że ten surowy nauczyciel eliksirów może się tak śmiać?
Zamiast pożegnać się przed Dudley House na Southampton Street, Harry i Dudley postanowili pójść jeszcze coś zjeść. Obojgu dobrze się rozmawiało i mieli sobie jeszcze dużo do opowiedzenia. Szczególnie Dudley. Jak się okazało, w ciągu zeszłego roku zakochał się po uszy we wnuczce Dedalusa Diggle i teraz miał tysiące pytań do swojego kuzyna. Harry’ego najbardziej bawiło to, że ciotka i wuj musieli tym razem pogodzić się z faktem istnienia magii, jeśli nie chcieli urazić ich „kochanego Dudziaczka”.
Po paru krokach, na Maiden Lane znaleźli Big Easy Bar, specjalizujący się w grilowanych owocach morza.
Harry usiadł przy stoliku i czekając na Dudleya spoglądał przez okno na malutką, wąską uliczkę. Popatrzył na błyszczący, czerwony samochód, który przejechał bardzo wolno i odruchowo spojrzał na mężczyznę, który wyszedł z restauracji po drugiej stronie ulicy. Miał czarne spodnie, czarną kurtkę w stylu, który podobał się Ginny i białą luźną koszulę. I zabandażowaną lewą rękę. Wiatr zwiewał mu długie, czarne włosy na twarz. Kiedy odsunął je na bok, Harry poznał profesora Snape’a i wziął gwałtownie głęboki oddech odsuwając się gwałtownie do tyłu. Snape w mugolskim Londynie? I w mugolskim ubraniu? I to jeszcze jakim!!
Dudley podszedł do niego i usiadł na krześle obok.
– Jakaś ładniutka dziewczyna wpadła ci w oko? – zażartował.
– Tam, po drugiej stronie ulicy... To mój profesor – Harry nawet nie spojrzała na swojego kuzyna.
Ten zerknął przez okno i przechylił się trochę, bo przechodzący ludzie zasłonili mu widok.
– No i co z tego? Nie wolno mu bywać w Londynie?
– Co on tu robi? – powiedział wolno zaskoczony Harry.
Nagle z restauracji wyszła Hermiona i podeszła do niego. Ona również miała zabandażowaną lewą rękę. Uśmiechnęła się radośnie i, ku jego wielkiemu zdumieniu, Snape odpowiedział równie szerokim uśmiechem. Coś powiedział i ruszył w prawo, ale Hermiona wskazała coś z drugiej strony i pociągnęła go za rękaw kurtki. Posłusznie zawrócił i po chwili zniknęli z widoku.
– Nie wiem, co tu robi, ale ma fajne towarzystwo – odparł Dudley. – Ją też znasz?
Harry popatrzył na Dudleya zupełnie osłupiały.
– Owszem... to moja przyjaciółka... Hermiona...
Dudley chwilę próbował sobie przypomnieć o kogo chodzi.
– Nie mówiłeś, że raczej się nie lubili?
– To naprawdę była Hermiona?! Czy mi się coś przywidziało?! – zapytał Harry z niedowierzeniem.
– Pojęcia nie mam, ale nie wyglądali na takich co się nie lubią. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Co zamawiasz? – Dudley szturchnął Harry’ego kartą dań.
Chłopak potrząsnął głową i obrócił się od okna. Będzie musiał o tym opowiedzieć Ginny. Przy najbliższej okazji!
CDN...