Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
– Ile mamy świstoklików? – chciał wiedzieć Snape.
– Dziewiętnaście. Bo jeden jest już w połowie wykorzystany na przeniesienie się tu. Będziemy mogli go użyć dziś wieczorem, udając się do Bensona. Jean Jacques mówił, żeby co jakiś czas odsyłać mu zużyte, to będzie je mógł uruchomić na nowo.
– Genialne! Przenoszenie się w innym wymiarze... – powiedział Dumbledore, splatając place obu dłoni i opierając nasadę nosa na czubkach palców wskazujących.
– Nigdy nie słyszałam, żeby u nas w Ministerstwie z tym eksperymentowano...
– Bo nie potrzebujemy. Skupiliśmy się przede wszystkim na zaklęciach antymugolskich, które doskonale działają. Więc nie potrzebujemy bawić się w inne wymiary. Ale w obecnej sytuacji to dla was olbrzymi plus, bo Norris nie będzie mógł was w żaden sposób wyśledzić.
– Ile ci dali peleryn? – zagadnęła Minerwa, dopijając herbatę.
Hermiona sięgnęła do saszetki i wyciągnęła peleryny jedna po drugiej, rozkładając je ostrożnie i przekładając przez oparcie krzesła.
– Cztery pojedyńcze – mruknał Dumbledore. – Doskonale, choć czasem dobrze mieć jedną podwójną.
– Może na wszelki wypadek zostawimy jedną pani profesor – zapytała Snape’a Hermiona wskazując Minerwę. – Nigdy nie wiadomo, co się może trafić...
Snape sięgnął po jedną z nich i chwilę przesuwał cienki, zwiewny materiał między wąskimi palcami. Potem przykrył sobie jedną rękę i ta znikła zupełnie. Całkiem, jakby jej nie miał. Kiwnął głową i podał ją starszej czarownicy.
Hermiona pogrzebała w portmonetce, w przegródce z czarodziejskimi monetami i chwilę wahała się, czy dać Snape’owi galeona, sykla czy knuta. W końcu uznała, że najlepszy będzie jednak galeon, za sykla mógłby się poczuć urażony, a za knuta chcieć ją udusić. Aż taka biedna to nie jesteś, żeby nie móc mu dać... POŻYCZYĆ! jednego galeona!
Szybko rzuciła na niego zaklęcie Proteusza i podała Snape’owi, który bacznie się jej przyglądał.
– Proszę. W ten sposób Jean Jacques będzie mógł się z panem porozumieć. Proszę ją zawsze nosić przy sobie.
Dumbledore i Minerwa wymienili spojrzenia przypominając sobie GD.
– To był doskonały pomysł – powiedział Dumbledore. – Zarówno teraz, jak i parę lat temu.
Hermiona uśmiechnęła się do nich lekko zażenowana i odgarnęła włosy za ucho.
– Dziękuję bardzo...
Snape spojrzał na zegar ścienny – była już czwarta. Niebawem musieli się zbierać do Bensona.
– Ja też mam parę nowin. Po pierwsze Dilys – skłonił się w jej kierunku – powiadomiła nas wczoraj rano, że Naczelny miał mieć w południe spotkanie ze Smithem. Domyślaliśmy się, że chodziło przede wszystkim o to, żeby Smith mógł rzucić na niego Imperiusa. Więc wybrałem się tam z wizytą, żeby dostarczyć kolejną partię eliksirów, o które prosili Uzdrowiciele i udało mi się przeciwdziałać. Smith ma wrażenie, że rzucił zaklęcie, ale ono nie podziała. To dobra nowina, zła to taka, że jak tylko nasi przyjaciele zorientują się, że coś jest nie tak, spróbują jeszcze raz. Nie będziemy mogli go za długo chronić, to będzie podejrzane. Po drugie, nie mają jeszcze eliksiru antykoncepcyjnego. Brakuje im chwilowo jakiegoś składnika. Sądzę, że chodzi im o korzenie Cimicifugi racemosy, jeśli tak, to mamy przynajmniej tydzień spokoju. Po trzecie...
– Severusie? – spytała zaniepokojona Minerwa, kiedy minęła chwila, a Snape się nie odzywał.
Mężczyzna podniósł głowę i widać było, że jest wyraźne wściekły. Dilys zbladła i wyglądała na równie zbulwersowaną.
– Te skur... przetestowały ten cholerny eliksir. Nie grozi śmiercią i jest skuteczny.
Wszyscy wpatrywali się w niego w oczekiwaniu na dalsze wyjaśnienia, ale wtrąciła się Dilys.
– W Azkabanie siedzi dziesięć kobiet, więc przetestowali je na nich.
– Prze... przecież na to trzeba czasu... wielu miesięcy... a oni zaczęli to planować dopiero niedawno... I poza tym te kobiety są tam same... – Hermiona wyraźnie czegoś nie ogarniała.
– Użyli zmieniaczy czasu i wszystkie zgwałcili. Wielokrotnie.
Hermiona złapała się za usta patrząc zszokowana na byłą dyrektorkę.
– O mój Boże... o mój Boże...
Wszyscy potrzebowali trochę czasu na dojście do siebie. Po chwili Snape podjął swoje wyjaśnienia.
– Dobra nowina jest taka, że wszystkie portrety zgodziły się nam pomagać.
– Morgana le Fay ma swój portret na Oddziale Kobiecym i powiedziała, że od tej chwili nawet oka nie zmruży, żeby niczego nie przeoczyć – dorzuciła Dilys.
Snape spojrzał na Dumbledora dając mu do zrozumienia, że sam nie ma już nic więcej do powiedzenia. Ten podziękował mu kiwnięciem głowy i poprawił na nosie okulary połówki.
– Dwa dni temu rozmawiałem z Terry’m z Personelu Technicznego. Nakłoniłem go... czy jeśli wolicie, sam doszedł do wniosku, że w nowo odnowionym biurze szefa DPPC warto powiesić portret któregoś ze słynnych Aurorów. I znalazł portret Percivala Gravesa. Rozmawiałem już z Percivalem. Jest równie zdeterminowany co Morgana ze Św. Munga.
– Wspaniale, od poniedziałku może dowiemy się więcej! Z pewnością to Smith będzie przychodził do Bakera, żeby mu dawać instrukcje! – dobra nowina sprawiła, że Hermiona zaczęła nabierać kolorów. Wcześniej była blada.
– Kolejna dobra nowina dla was dwojga, Hermiono, Severusie. Jestem pewien, że przyda się wam przy szukaniu wspomnienia. Terry opowiedział mi dokładnie jak wygląda biuro Smitha. W jego gabinecie stoi wielka szklana gablota, z wieloma półkami. Na każdej z nich Smith kładzie rozmaite rzeczy związane z najbardziej palącymi sprawami. Mogą to być dowody rzeczowe, zeznania świadków, kopie notatek Aurorów i oczywiście wspomnienia. To są oryginały, ponieważ kabiny Aurorów są o wiele mniej strzeżone.
– Czy Terry wie czy są jakieś zaklęcia chroniące gablotę?– spytał Snape.
– Niestety nie, czego niezmiernie żałuję – potrząsnął przecząco głową Dumbledore. – Ponieważ Terry zajmował się ostatnio odnawianiem i meblowaniem gabinetu Smitha i teraz robi to samo z gabinetem Gaiusa Bakera, wie co gdzie jest, ale w czasie remontu i przeprowadzki nikt tam nie pracował.
– Czy to jedyne miejsce, gdzie Aurorzy przechowują dowody rzeczowe? – Snape i Hermiona zadali to samo pytanie równocześnie, używając trochę innych słów, ale sens był taki sam.
Dumbeldore uśmiechnął się patrząc na nich i doszedł do wniosku, że gdyby miał możliwość współpracy z panną Granger, zapewne ceniłby ją sobie na równi z Severusem, albo może nawet bardziej. Oboje mieli błyskotliwe umysły i byli bardzo inteligentni, a do tego panna Granger miała z pewnością łatwiejszy charakter. Równocześnie przypomniał sobie, jak zaledwie parę dni temu ucięła głosem niedopuszczającym sprzeciwu wszelką dyskusję na temat ewentualnych poszukiwań wspomnienia w poniedziałek... Być może panna Granger była bardziej podobna do Severusa niż mogło się wydawać.
– Bardzo dobre pytanie, moi drodzy – odparł, zatrzymując dla siebie swoje przemyślenia. – Poza tym Aurorzy mają też inne duże pomieszczenie, w którym przechowują inne materiały. Nazywają je Paką. Wchodzi się do niego z korytarza wiodącego do gabinetu Smitha. I, co ważniejsze, tym razem Terry zna zaklęcie. Igrzyska Śmierci. Musiał tam wnosić nowe szafy i za każdym razem musiał prosić kogoś o zdjęcie zaklęcia, więc żeby im nie przeszkadzał, szybko mu je podali. Ostatnią szafę wstawiał wczoraj wieczorem...
Hermiona wzdrygnęła się lekko słysząc hasło. Istotnie, bardzo trafne. To co planowali zrobić było po trosze igraniem ze śmiercią. Spojrzała na Snape’a i spotkała jego wzrok, więc odruchowo uśmiechnęła się do niego. Snape patrzył na nią przez chwilę zastanawiając się jaką mieli szansę na to, że zaklęcie nie zmieniło się i w końcu odwrócił głowę w stronę portretu.
– Czy jest tam jeszcze coś o czym powinniśmy wiedzieć? Jakieś dodatkowe zabezpieczenia, alarmy, tarcze...?
– Mam głęboka nadzieję, Severusie, że nic specjalnego nie zdążyli rzucić. Sprawdźcie na wszelki wypadek. I... – tu spojrzał na zegar – wydaje mi się, że czas, żebyście się zbierali.
– Zjedzcie może coś przed wyjściem – zaoponowała Minerwa, kiedy oboje drgnęli i również rzucili okiem na zegar. – Cokolwiek. Jeśli nie obiad to jakieś ciasto... Nie wiecie, kiedy to się skończy...
Snape wstał i owinął się szatami.
– Dobrze – odparł. – Przechodząc koło kuchni możesz poprosić skrzaty, żeby podrzuciły coś do mojego salonu? Dziękuję ci bardzo. Chodźmy, panno Granger.
Mam wejść do JEGO salonu?!
Podszedł do drzwi wiodących do jego prywatnych komnat, otworzył je przed Hermioną i uniósł rękę w pożegnalnym geście.
– Minerwo, Albusie, Dilys... Dziękujemy za spotkanie.
– Dziękuję bardzo – dorzuciła Hermiona przez ramię i onieśmielona weszła do środka.
Snape zniknął w pomieszczeniu obok, więc czekając na niego, dziewczyna rozejrzała się dookoła.
Pomieszczenie było dość duże i światło wpadające przez duże okno oświetlało je kładąc się miękkimi smugami na kamiennej podłodze, licznych szafach pełnych książek i docierało aż do niewielkiego stolika, przy którym stały cztery fotele.
Dziewczyna podeszła wolno do biblioteczki i zaczęła się przypatrywać księgom, nie ośmieliła się jednak brać ich do ręki. Niektóre wyglądały normalnie, oprawione w skórę ze złotymi, czarnymi czy zielonymi napisami, ale inne zdecydowanie zniechęcały do dotykania. Zobaczyła woluminy jakby poplamione czymś ciemnoczerwonym, inne jakby czymś kleistym, z porwanymi okładkami... na niektórych księgach złote napisy były prawie wytarte, więc nie mogła nawet przeczytać o czym mogły być. Jedna księga, wyjątkowo gruba, przykuła jej uwagę. Przekrzywiła głowę, starając się przeczytać nazwę. Odcyfrowała słowo „Przeciwzaklęcia” i „ teorii numerol...”. On zna się na numerologii??
Snape wrócił właśnie niosąc ze sobą pluskwę i jakąś książkę i rozejrzał się szukając Hermiony. Stała przed książkami. Podszedł do niej cicho, ale nawet nie zwróciła na to uwagi.
– Gdzie indziej mógłbym znaleźć naczelnego mola książkowego Hogwartu – prychnął, jednak z wesołą nutą w głosie. – Pani Pince bardzo brakuje twoich wizyt w bibliotece.
Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego zafascynowanym wzrokiem.
– Miałam wrażenie, że czasami się na to uskarżała... ?
– Uskarżała, ale teraz twierdzi, że od twojego odejścia się nudzi. Chodź, skrzaty zaraz nam coś przyniosą...
– Panie profesorze... – Snape zdążył się już obrócić, ale ona została w miejscu. – Czy...
Zatrzymał się i spojrzał przez ramię czekając, aż skończy pytanie.
– Czy zna się pan na numerologii?
– Oczywiście, że tak. Zapewne mnie o to nie podejrzewałaś – odparł cierpko, ale ugryzł się w język, powstrzymując dalszy komentarz.
Usiadł przy stoliku i wskazał jej fotel po przeciwnej stronie. Dziewczyna położyła przez oparcie drugiego swoją pelerynę.
– Przepraszam – powiedziała odruchowo, nie wiedząc nawet za co przeprasza. – Nie sądziłam... wydawało mi się, że do eliksirów numerologia nie jest potrzebna.
– Na poziomie, którego się uczycie, rzeczywiście nie. Dlatego większości z was wydaje się, że eliksiry nie mają nic wspólnego z magią. Głupie mieszanie w kociołku gotującej się wody.
– Na pewno nie mnie! – zaoponowała gwałtownie, bo faktycznie, choć za eliksirami nie przepadała, uważała, że to ważny przedmiot. – Jakbym nie sądziła, że eliksiry są ważne, niewątpliwie by się pan o tym dowiedział!
Snape przyjrzał się jej dokładnie. Pierwszy raz rozmawiali na temat jej nauki w szkole. Zdawało się, że czas, kiedy siedziała w jego klasie, minął bardzo dawno temu.
– Czyżby, panno Granger? – uniósł pytająco brew.
– Przecież wyszłam z lekcji wróżbiastwa... bo doszłam do wniosku, że to nie ma najmniejszego sensu.
– Mogę cię zapewnić, że z mojej lekcji tak łatwo byś nie wyszła – powiedział powoli.
Spojrzała mu w oczy i zobaczyła, że był trochę spięty. Jasne, cholerna przepowiednia! Zamknij dziób! I pomyśleć, że mogliście sobie normalnie porozmawiać...!
Rozległo się pukanie do drzwi i weszły dwa skrzaty domowe, niosąc tace pełne rozmaitych ciastek. Oba ubrane były w serwetki z godłem Hogwartu, udrapowane na ich niewielkich ciałach. Jeden założył sobie na głowę ścierkę kuchenną, zawiniętą na kształt turbanu, a drugi, ku zaskoczeniu i wielkiej radości Hermiony, nosił niekształtny czerwono–żółty beret. To była jej czapeczka!!!!!
– Profesor McGonagall powiedziała, że dyrektor Snape życzy sobie ciasta – ten w czapeczce postawił tacę na stole i skłonił im się wytwornie. – Pimek nałożył trochę wszystkiego, bo Pimek nie pamięta ulubionego ciasta pana dyrektora.
– Doskonale.
– Czy pan dyrektor życzy sobie coś jeszcze? – spytał ten drugi. – Może coś do picia?
– Chcesz coś? – zwrócił się Snape do Hermiony, która nie mogła oderwać oczu od kolorowej czapeczki. Żeby tylko znów jej nie odbiło z tą Wszą...
Dziewczyna potrząsnęła głową.
– Dziękuję bardzo... Choć... czy mogę was o coś zapytać? – powiedziała niepewnie.
No proszę, już zaczyna...
Skrzat spojrzał zdziwiony na Snape’a, ale ten tylko machnął zrezygnowany ręką.
– Możesz mi powiedzieć skąd masz tą... czapkę? To co masz na głowie?
Pimek zdjął czapkę, poprawił z jednej strony wypychając ją trochę do góry i założył z powrotem na głowę, między wystające uszy.
– Po Bitwie Pimek sprzątał w Gryffindorze i znalazł jedną w dormitorium. Pokazał ją Mróżce, która powiedziała, że zrobiła ją kiedyś uczennica, która bardzo lubiła skrzaty. Ale której już tu nie ma.
– I dlatego ją nosisz?
Skrzat uniósł do góry duże oczy, jakby chciał dojrzeć czapeczkę.
– Jest ładna. Tylko Pimkie nie wie jak ona to zakładała na głowę... musiała być bardzo mała...
Hermiona w pierwszej chwili chciała powiedzieć, że to miała być czapeczka dla skrzatów, żeby je uwolnić, ale powstrzymała się. Od tamtego czasu trochę się nauczyła i nawet jeśli nadal nie zgadzała się na zniewalanie ich, wiedziała, że w Hogwarcie jest im dobrze. Są szczęśliwe. Tak jak Stworek mogąc służyć Harry’emu.
Uśmiechnęła się więc tylko do skrzata.
– Jest ci w niej bardzo dobrze.
Pimek rozpłynął się z radości.
– Pimek bardzo pani dziękuje... to bardzo miło... – powiedział, kłaniając się jej w pas.
Snape, który był już gotowy zainterweniować, machnął ręką odprawiając oba skrzaty.
– Dziękuję wam. Nic więcej nam już nie potrzeba.
CDN...