Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
– Smith, czy ty już durnego Imperiusa nie potrafisz porządnie rzucić?! – mówił właśnie zdenerwowany i żeby to podkreślić, rąbnął pięścią w oparcie fotela. Choć już sam fakt zwracania się po nazwisku powinien był wystarczyć.
– Peter, naprawdę nie mam pojęcia co się mogło stać! – Smith zaczął się usprawiedliwiać. – Byliśmy sami, mogłem spokojnie rzucić zaklęcie, ale czemu tak dziwnie podziałało... nie mam pojęcia!
– Podziałało? Ty to nazywasz „podziałało”? Zamiast potwierdzić, że to on udzielił wywiadu i poprosił o ukrycie swojej tożsamości, facet zamyka drzwi przed nosem reportera mówiąc „bez komentarza”, a ty uważasz, że twoje zaklęcie podziałało?!
– Jakby nie podziałało, to by zaprzeczył... – odważył się odpowiedzieć Smith.
– Dość! Przy najbliższej okazji masz to zrobić jeszcze raz i tym razem dobrze!
Smith skrzywił się, ale już się nie odezwał. Norris skinął na Lawforda, którzy poprawił się na krześle.
– Jutro porozmawiamy z Shackleboltem i powiemy, że nowa szkoła zostanie otwarta od września na Rathlin Island. Jimm już o tym wie i bardzo mu się ten pomysł podoba.
Scotta to bardzo zaskoczyło. Do tej pory nie sądził, żeby Douglas miał podobne przekonania co oni.
– Mówiłeś mu o nas?
– Zwariowałeś? – Lawford spojrzał odruchowo na Norrisa, który rzucił trochę pogardliwe spojrzenie na Scotta. – Ustawa przeszła już dwa dni temu i Jimm zna ją doskonale, teraz tylko wyjaśniłem mu, jak to bardzo chcemy zadbać o uczniów mugolskiego pochodzenia. Ewart podrzucił nam parę statystyk, które trochę... upiększyliśmy i z tego ładnie wyszło, że w Hogwarcie nie będzie dla nich miejsca. Chociaż boi się, że Minister będzie marudził z powodu finansów. Wstępne koszty oceniliśmy na ponad pięę tysięcy galeonów.
– Minister nie będzie nam sprawiał problemów, a pieniądze czy tak czy inaczej się znajdą. W razie czego utniemy trochę z obecnych dotacji dla Św. Munga i paru projektów w toku – twardym tonem zaopiniował Norris.
Przez parę minut omawiali różne dane statystyczne.
– Do tego Jimm ma umówione spotkanie ze Snapem we wtorek. W środę... a może nawet we wtorek w wieczornym wydaniu Proroka, będziemy mogli opublikować jego poparcie, aby mugolaków szkolić na Rathlin Island.
– Złapie się na to? – spytał Watkins, który wciąż się stresował z powodu fiaska z „zaklęciami przekonywującymi”, innymi niż Imperius.
– Nie martw się, Nigel. Dobiorę mu się do dupy tak, że będzie naprawdę wesoło – uśmiechnął się czarująco Smith, patrząc na Norrisa i mrugając do niego okiem.
Snape poczuł, jak nagle targnęła nim nieopisana fala złości i złapała go gdzieś za gardło.
– Poczekaj, jak ja dobiorę się do twojej, będzie jeszcze weselej!
Nagle poczuł, jak na jego przedramieniu zaciska się uspokajająco drobna ręką i zorientował się, że powiedział to na głos. Dziewczyna cofnęła rękę zanim zdążył odpowiedzieć.
Przez chwilę słyszeli wesoły śmiech, który jednak szybko umilkł.
[Robicie tam już coś?]
[Znaleźliśmy duży zamek i od tygodnia Jimm wysyła tam ekipy, które zajmują się przygotowaniem szkoły, żeby ruszyła od września. Oficjalnie.]
[Mugoli tam nie ma?]
[Na wyspie mieszka w tej chwili tylko para starszych ludzi. Mają parę krów, kur i poletko, na którym uprawiają jakieś warzywa. Ich syn od czasu do czasu przypływa i podrzuca im jedzenie. Nie powinni sprawiać kłopotów.]
[Ruszcie się szybciej z przygotowaniami, zamek ma wyglądać na gotowy!]
Tak, to musiał mówić Norris!
[I dopiero we wrześniu okaże się, że są jakieś dodatkowe problemy?]
[Tak będzie najlepiej, przede wszystkim przed opinią publiczną.]
[Szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie nastroje!]
Przez dłuższy czas rozmawiali na temat reakcji na odmowę Naczelnego udzielenia wywiadu i niepokoje, które były coraz wyraźniejsze, szczególnie po kolejnym krytycznym artykule w Żaglerze. Od niedawna Lovegood zaczął wypuszczać praktycznie codziennie bardzo krótkie numery, w których nie pisał o chrapakach krętorogich czy narglach, ale na temat obecnej sytuacji w kraju. Dokładnie jak pod koniec ostatniej wojny.
[Nigel, kiedy będziesz miał gotowy eliksir?]
[Nie wcześniej niż za tydzień. Muszę zrobić esencję z korzeni Cimicifugi, a te przybędą dopiero za jakiś tydzień, góra dwa.]
[Pospiesz się. To opóźni kampanię obowiązkowych badań dla wszystkich kobiet.]
[Wiem, Peter, ale nie ma sensu używać korzeni, które rosną u nas. Najmocniejsze są te z Ameryki Południowej. Właśnie od siły esencji zależy czy eliksir będzie miał charakter permanentny, czy tylko czasowy.]
[Dobrze, już dobrze! Rozumiem. W każdym razie Black zacznie już pisać na ten temat. To może trochę uspokoić ludzi. ]
[Nadal chcesz zacząć równolegle badania kontrolne dla tych, które chcą mieć drugie dziecko?]
[Jasne, że tak! Eliskir możemy podać tylko szlamom. Jedynym sposobem na powstrzymanie czarownic półkrwi jest właśnie zezwolenie na drugie dziecko. Bez tego zobaczysz, co się będzie działo.]
Hermiona pokręciła głową z mieszaniną flustracji i oburzenia, ale nie skomentowała tego, tylko słuchała dalej.
Wylądowali bezpośrednio w mieszkaniu Hermiony. Krzywołap natychmiast przybiegł do nich i zaczął się ucierać o nogi Hermiony miaucząc głośno. Parę razy otarł się też o nogi Snape’a. Hermiona wyjęła zmiejszone przedmioty i położyła je na stoliku. Kot wskoczył na kanapę i próbował się do niej przysunąć. Była za daleko, zachwiał się i musiał zeskoczyć z powrotem na ziemię.
– Zaraz przyjdę, tylko dam mu do jedzenia coś świeżego, będziemy mieli choć chwilę spokoju – mruknęła.
Kiedy ruszyła w stronę kuchni, kot podbiegł błyskawicznie do swojej miski, po czym natychmiast wrócił w jej kierunku. W misce było jeszcze sporo suchej karmy, ale nie było to jego ulubione jedzenie, więc Hermiona wyjęła z lodówki puszkę i nałożyła mu parę łyżek. Kot rzucił się do jedzenia i w końcu mogła wrócić do salonu.
– Mam nadzieję, że zapcha się choć na parę minut.
Sięgnęła po pelerynę Snape’a, zdjęła swoją i poszła powiesić obie na wieszaku w korytarzu. Kiedy wróciła, mężczyzna otrzepywał nogawki spodni z wyrazem zdegustowania na twarzy.
Lodówka była prawie pusta, więc na kolację zjedli zwykłe kanapki. Potem wrócili do saloniku, Hermiona usiadła na kanapie i przywołała komputer, żeby mogli przesłuchać dzisiejsze nagranie. Snape usiadł obok i przyglądał się jej w milczeniu.
Nie byli specjalnie zmęczeni, przynajmniej nie fizycznie. Psychicznie zapewne tak. Od czwartkowego wieczora wydarzyło się bardzo dużo i dwa dni wydały się nagle trwać tydzień.
Poza tym coraz bardziej zaczynał gnębić ich stres. Wkradł się niezauważenie do ich umysłów i zaczął im ciążyć z chwili na chwilę coraz bardziej. Był jak peleryna niewidka; nie dostrzegali go, nie widzieli, ale spętał ich i nie pozwalał głębiej odetchnąć, uczynić dłuższego kroku czy choćby podnieść głowy.
Wyprawa Hermiony do Paryża była wielkim sukcesem, właśnie wrócili z kolejnego udanego wypadu, ale nie potrafili się tym cieszyć. JUTRO urosło do niewyobrażalnych rozmiarów i zasłoniło wszystko inne. JUTRO musiało im się udać!
Bez tego przyszłość Severusa Snape’a była zagrożona.
Hermiona zgrała wszystko do komputera i spojrzała niepewnie na Snape’a.
– Odsłuchujemy to? Czy mam zrobić jutro notatki i panu przesłać?
Snape patrzył na nią chwilę w milczeniu.
– Lepiej zrobimy. jak zajmiemy się przygotowaniem na jutro – zdecydował. – Notatki powinny nam wystarczyć. Masz jakiś pomysł na to, jak dostaniemy się do Ministerstwa?
Hermiona zamknęła laptopa i usiadła bokiem, podwijając nogi.
– Najlepiej będzie, jak wejdziemy wejściem dla interesantów. To znaczy zjedziemy na dół budką telefoniczną, która jest na poziomie ulicy. Powinna działać. W tygodniu działa, nie sądzę, żeby zamykali je w niedzielę. Ale wolałam nie pytać. Jeśli nie, to wrócę do domu, wejdę do Ministerstwa przez kominek i potem jakoś pana wpuszczę. Najlepiej przez toalety.
– Jeśli wejdziesz od siebie, wyłapią to w rejestrach.
Nie podobało mu się zostawianie śladów. Wyciągnął rękę na oparciu i obrócił się lekko w jej kierunku. Tak było wygodniej rozmawiać.
– Wiem, ale tego dnia nic nie zginie, nic się nie stanie, więc nikt nie będzie mnie podejrzewał. Poza tym zawsze mogę powiedzieć, że zapomniałam w pracy czegoś, co mi było potrzebne w niedzielę i musiałam wrócić na chwilę...
– W takim razie wymyśl już teraz, na wszelki wypadek, co to może być.
– Zostawiłam tam książkę z zaklęciami domowymi. Albo eliksir przeciwbólowy. Albo bilety do kina...to takie coś jak teatr... i można oglądać filmy...
– Wiem, co to jest kino. Eliksir odpada... łatwiej byłoby ci fiuuknać do kogoś znajomego i poprosić, żeby ci dał trochę swojego. Książka z zaklęciami... czemu nie, w końcu znając ciebie nikt nie powinien się temu dziwić. Ale z tego wszystkiego to kino jest najlepsze. Tylko sprawdź, co to był za film, gdzie i o której godzinie. Lepiej, żebyś była sama.
– Sprawdzę też cenę biletu, bo nie mam pojęcia ile to może kosztować...
– Jeśli tak wchodzimy, to prześlesz mi wiadomość, którędy i kiedy masz mnie wpuścić.
Potaknęła i uśmiechnęła się.
Kiedy na samym początku planowali kolejne wypady i bezlitośnie krytykował wszystkie jej pomysły, z trudem ukrywała złość. Sądziła, że nie potrafi się opanować, żeby nie bawić się we „wrednego nietoperza” albo że robi to specjalnie, bo sprawia mu to przyjemność. Dopiero po paru takich naradach zauważyła różnicę w jego głosie i sposobie bycia i wreszcie zrozumiała o co w tym chodziło. Snape po prostu grał rolę adwokata diabła. Chodziło o to, żeby wyeliminować wszelkie ryzyko i znaleźć najlepsze możliwe rozwiązanie problemu, najlepsze wyjście z sytuacji. Myśleć zawsze trzy kroki na przód – jak to kiedyś powiedział. Im dalej zapuszczali się w to bagno, tym więcej opcji trzeba było brać pod uwagę, tak żeby ktoś, kto w końcu wpadnie na ich ślad, nie mógł tak łatwo powiązać różnych wydarzeń.
Sam musiał być mistrzem w tej grze, skoro przez tyle lat udawało mu się być podwójnym agentem. Wszystko co robił, każdy gest, każde słowo, każde spojrzenie, musiały mieć swoje logiczne wytłumaczenie i do tego na obie strony!
Snape zaczął wyobrażać sobie wszystkie możliwe wydarzenia od wejścia do Ministerstwa i omawiać je na głos. Dziewczyna słuchała w skupieniu i nie odpowiadała natychmiast, ale po głębokim namyśle i choć nadal często ją poprawiał, musiał przyznać, że szybko się uczyła. Nigdy nie musiał wyjaśniać jej dwa razy tego samego, nigdy też jej analizy nie były błędne, jeśli już raz coś jej wytłumaczył.
Błyskawicznie nauczyła się chyba najtrudniejszej rzeczy, jaką była zdolność błyskawicznej analizy sytuacji. Ile razy sam musiał rozważyć kilka rozmaitych sposobów reakcji na jakieś zdarzenie, wziąć pod uwagę ewentualne skutki i wymyśleć, jak można im zapomnieć i to wszystko w ciągu zaledwie kilku sekund, tak by nabrać powietrza i móc dać Czarnemu Panu, czy innemu Śmierciożercy najlepszą odpowiedź. Zła zawsze kosztowała czyjeś życie. Ani wtedy, ani teraz nie mieli prawa do pomyłek.
Panna Granger miała niesamowitą pamięć, błyskawicznie kojarzyła różne fakty, coraz szybciej szła jej analiza sytuacji. Była też dobra w improwizacji, miała pełno różnych pomysłów i nowe umiejętności tylko pomagały.
W głębi duszy cieszył się, że to z nią przyszło mu pracować i już parę razy zastanawiał się, jakby to było, gdyby parę lat temu miał kogoś takiego jak ona, kto pomagałby mu i na kogo mógłby liczyć.
Były jeszcze dwie ważne rzeczy, których chciałby jej nauczyć, ale bał się, że to akurat mu się nie uda. Umiejętność pogodzenia się z tym, że nie zawsze można pomóc wszystkim i zaakceptować czasem bardzo okrutne tego konsekwencje. Drugą rzeczą było ukrywanie uczuć. Jej uczucia można było zobaczyć jak na dłoni.
Przez kolejne dwie godziny omawiali szczegóły i zaczęli przygotowywać wszystko, co mogło być im potrzebne. Snape wziął ze sobą całą masę różnych eliksirów, rzucając na fiolki zaklęcie nietłukące. Fiolkę, którą mieli podłożyć na miejsce tej ze wspomnieniem położył na stole.
– Merlinie, zapomniałabym...! – Hermione aż podniosło.
Wyciągnęła z szafki białe naklejki, napisała na jednej SNAPE, przykleiła dookoła fiolki i oddała mu ją.
– Tamta jest opisana. Mogę spytać co to za wspomnienie?
– Można powiedzieć, że uszkodzone. Jeśli uda im się je jakoś odtworzyć, niczego nie będą w stanie zobaczyć. Będą mieli wrażenie, że weszli w bardzo gęstą mgłę.
– Jak pan to zrobił? Jest jakieś specjalne zaklęcie? Czy też miał pan już jakieś uszkodzone wspomnienie?
– Być może są do tego jakieś specjalne zaklęcia... Nie wiem. Wybrałem bardzo uproszczony sposób na sfabrykowanie tego wspomnienia – wzruszył ramionami. – Wszedłem do zaparowanej łazienki.
Hermiona parsknęła krótkim śmiechem i spoważniała. Czasami najprostsze rozwiązania były równocześnie najlepsze.
– Mówiąc o zaparowanej łazience. Chce pan iść pierwszy? Ja muszę wziąć prysznic.
– Idź, tylko szybko. I zostaw mi ten zielony ręcznik – Snape spojrzał krytycznym okiem na zakłaczoną kanapę.
– Mowy nie ma. Nie będzie pan spał na kanapie, Krzywołap ma teraz napad spania właśnie tutaj. Niech pan śpi tam, w pokoju gościnnym – machnęła ręką. – Ma pan tam kołdrę i poduszkę, wystarczy tylko zdjąć narzutę.
– Dobrze, dziękuję bardzo. Dobranoc.
Skinął jej głową i zniknął we wskazanym mu pokoju. Hermiona poszła do łazienki, wyciągnęła z szafki świeżo wyprany zielony ręcznik, położyła na nim jego szczoteczkę do zębów i wygrzebała nową butelkę męskiego żelu pod prysznic.
CDN...