Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
O siódmej wieczorem wrócił pod dom panny Granger i po paru nieudanych podejściach udało mu się zadzwonić do niej domofonem.
– Już otwieram! – zawołała wyraźnie przejęta i poszła otworzyć drzwi.
Kiedy Hermiona zobaczyła swojego profesora, aż opadła jej szczęka. Był już sobą, ale cały czas miał na sobie długi czarny, wełniany płaszcz, a pod nim mugolski garnitur. Widziała go już luźno ubranego, w jeansy i koszulę, teraz dla kontrastu zobaczyła wersję elegancką..
Merlinie, jak strój potrafi zmienić człowieka...! Wystarczy zamiast nietoperzych szat założyć garnitur i może pozować na rozkładówkę do magazynu mody...
– Długo tak mam stać? – zapytał cierpko Snape. – Coś nie tak ze strojem?
Przepuściła go starając się ochłonąć.
– Ależ nie, wszystko w porządku! Wygląda pan wspaniale! – to wyrwało się jej zdecydowanie niepotrzebnie, bo mijając ją, spojrzał prychając z kpiną, a ona się zaczerwieniła. Postanowiła się jakoś wytłumaczyć.
– Pamiętam, jak niektórzy czarodzieje próbowali przebierać się w mugolskie ubrania na Mistrzostwa Świata w Quidditchu... Niektórzy... to była zupełna porażka – uniosła oczy do góry.
– Już ci mówiłem, że jestem półkrwi. Mieszkaliśmy wśród mugoli i pamiętam trochę z dzieciństwa. Poza tym przy odrobinie inteligencji i dobrej woli bez trudu można dowiedzieć się, jak się ubrać. Bez odpowiedniego stroju na pewno nie wszedłbym dziś tam, gdzie musiałem wejść.
Zdjął płaszcz i zdecydował się przełożyć go przez krzesło, bo na kanapie było trochę rudych kłaków. Rozpiął parę guzików od koszuli i poluźnił krawat.
Hmmmm...
– Co udało się panu usłyszeć? – Hermiona postanowiła zająć myśli czymś sensownym.
– Dużo. Trochę to trwało, bo długo jedli. Mówiłaś, że to coś... ta pluskwa pamięta przez parę godzin co słyszała...
Snape próbował sobie przypomnieć jej wczorajsze wyjaśnienia. Widział, że starała się jak mogła przełożyć je na ICH język, jednak mimo najszczerszych chęci nie udało mu się wiele zapamiętać. Pamiętał za to, jak dziwnie czuł się, kiedy to panna Granger wystąpiła w roli nauczycielki, a on ucznia. W każdym razie miała więcej cierpliwości od niego.
– Nie ona. To coś, – podniosła malutką czarną kostkę – pamięta do dwudziestu godzin rozmowy. A to coś... można powiedzieć, że żyje przez dwadzieścia cztery godziny. Jak działa. To znaczy jak słyszy. Jak nic nie słyszy... powiedzmy jak śpi, to jeszcze dłużej.
– O ile pamiętam, to mówiłaś, że można to ożywić? Mam nadzieję, bo wygląda jak martwa... – Snape wyciągnął z kieszeni drucik w woreczku i skrzywił się z powątpiewaniem.
Hermiona zachichotała, ale pod jego spojrzeniem natychmiast spoważniała.
– Chce pan się czegoś napić? Z góry przyznaję, że u mnie prócz herbaty, kawy i soków owocowych nic więcej pan nie dostanie.
– Zrobię nam herbaty, ty się zajmij tym robalem...
Nie udało jej się opamiętać i znów parsknęła.
– Jeszcze raz, Granger i obejdziesz się bez picia...
Mogąc używać magii Snape poczuł się zdecydowanie lepiej. Nie starając się szukać w jej szafkach, gdzie co jest, po prostu przyzwał szklanki i herbatę. Nalał gorącej wody z różdżki i wrzucił saszetki, wylewitował je na stolik i sięgnąwszy po cukier wrócił do salonu.
Dziewczyna siedziała przed czymś na kształt leżącej bokiem, półotwartej książki. Część na górze rozświetlała się i pojawiały się na niej różne obrazki, zaś dolna wyglądała trochę jak tabliczka czekolady, którą ktoś nierówno odlał. Na kawałach czekolady były namalowane, zupełnie chaotycznie, literki. Snape zastanawiał się, czy ten, kto to wymyślił, znał alfabet.
Nie nauczą się porządnie jako dzieci i potem muszę się męczyć z tymi bałwanami...
No cóż, na całe szczęście nie wiedział, że Perry Granger miał równie niepochlebną opinię o nim. Już miał wychodzić od Hermiony, kiedy zobaczył przez okno jakiegoś faceta, który krzywił się dłubiąc przy domofonie. Przez chwilę obserwował go podejrzewając, że to zwykły wandal, ale wyglądał całkiem przyzwoicie. Bardzo się zdziwił, kiedy powiedziawszy do córki „Słuchaj, pod domem stoi jakiś kretyn i bawi się domofonem”, usłyszał rzeczowe „To nie kretyn, to mój profesor”.
Na części na górze pojawiło się jasne, kolorowe zdjęcie jakiejś dużej łódki na wodzie o kolorze głębokiego błękitu. Słońce odbijało się na falach. Na łodzi stała dwójka ludzi – kobieta była bardzo podobna do Hermiony Granger, mężczyzna zdecydowanie mniej. Oboje byli opaleni i uśmiechnięci.
– To moi rodzice. Kiedy byli w Australii.
– Całkiem niezła łódka...
– Mieli parę, ale zostawili sobie właśnie tą, resztę sprzedali.
Snape nigdy nie czuł większej potrzeby dopytywania się o życie swoich uczniów, ale z drugiej strony wiedział, że to ona, przy pomocy magii, ich tam wysłała, zmodyfikowawszy uprzednio ich pamięć. To musiała być naprawdę potężna magia. I ciekawiło go jak to się jej udało.
Hermiona wyczytała w jego spojrzeniu nieme pytanie, więc czekając, aż wszystkie programy otworzą się, zaczęła opowiadać.
– Wmówiłam im, że ich marzeniem było zwiedzić Australię. Ponieważ nie mogłam ich wysłać tam z niczym i nie chciałam, żeby żyli w nędzy... wyjęłam trochę pieniędzy z mojego ... mojej skrytki w mugolskim banku i użyłam Geminio... Tylko musiałam uważać na numery seryjne, które są na papierowych pieniądzach. Ponieważ Uzdrowiciele zostawili im całość wspomnień z tamtego roku, rodzice opowiedzieli mi, że po przybyciu kupili sobie dwie łodzie i zaczęli je wynajmować turystom. Mój tato lubi grać, więc grał i wygrał całkiem niezłe pieniądze. Wtedy kupili sobie duży dom i dodatkowy jacht. I kiedy Aurorzy ich znaleźli i odzyskali pamięć, sprzedali dom i te mniejsze łodzie i zostawili sobie właśnie ten. W tej chwili ich przyjaciel cały czas wynajmuje go turystom, więc nawet jeśli ich gabinet by nie wystarczał... W każdym razie... w sumie dobrze się to skończyło...
Wyglądała na smutną, wpatrując się w nieruchome zdjęcie. A on starał sobie wyobrazić jak ciężko musiało być jej podjąć taką decyzję. Nie wiedząc, czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczy i nawet jeśli, to czy uda się przywrócić im pamięć... Musiała ich naprawdę bardzo kochać, skoro potrafiła wyrzec się części własnego życia, byle tylko zapewnić im bezpieczeństwo i szczęście...
Delikatnie dotknął jej ramienia.
– To była wspaniała decyzja. I jedna z najlepszych rzeczy, które im się w życiu przytrafiły.
Hermiona zamarła ze zdziwienia z otwartymi ustami i Snape doszedł do wniosku, że najwyższa pora wrócić do podsłuchanej rozmowy. Innymi słowy do roboty.
– A teraz zajmij się wreszcie tą twoją pluskwą, bo chciałbym jeszcze dziś wrócić do Hogwartu.
Uruchomienie zapisu z pluskwy nie stanowiło problemu. Na dole ekranu Hermiona zobaczyła, że nagranie trwa ponad godzinę. Aż jęknęła.
– Oni cały czas gadali o naszej sprawie? – rzut okiem na zegarek powiedział jej, że w takim razie skończą o dziewiątej, a Snape musi przecież jeszcze wrócić do szkoły.
– Na początku nie, przez jakiś kwadrans rozmawiali o żonach i dzieciakach. Końcówki też nie ma sensu słuchać. A co, możesz jej kazać mówić tylko o spisku?
– Coś w tym stylu – kliknęła na suwak na dole przeskakując od razu na trzynastą minutę. Przy wtórze szczękania noży i widelców rozległy się głosy Norrisa i Lawforda.
[.. la takie wysokie obcasy, że była wyższa ode mnie, wyobrażasz to sobie?]
[ Moja też takie lubi. Zdaje się, że to jakaś moda, więc szybko jej nie przejdzie.]
[Już nie chodzi o wysokość, ale o cenę. Takie buty kosztują prawie osiem galeonów, a ona chętnie kupiłaby sobie z dziesięć par, pod kolor sukni.]
[Powiedz jej, że są zaklęcia zmieniające kolory...]
[Peter, ona doskonale o tym wie! Ale mówi, że one działają tymczasowo tylko do sześciu godzin, potem już nie można ich cofnąć.]
[Niech nie będzie głupia. Nie można cofnąć, ale można rzucić kolejne, o innym kolorze! ]
Przez chwilę słychać było śmiech.
[Masz rację, postraszę ją, że wyślę ją do tej szkoły dla charłakow. Może zacznie myśleć. To faktycznie była odpowiedź godna Aylin.]
[Nie wspominaj o niej przy Tylerze. Jeszcze chwila, a podeśle ją Teddy’emu, żeby jego Aurorzy sobie potrenowali na niej Niewybaczalne! Przeklął mnie wczoraj za to, że kazałem mu dać Granger PRZPEC.]
[Przecież wiedziałeś, że inteligencją to ona nie grzeszy.]
[Słabo powiedziane. I w dodatku Tyler ciągle porównuje ją do Granger i mówi, że przy niej nikt dobrze nie wypada.]
[Co ona ostatnio zawaliła? Coś z Paryżem...]
[Tak, zamówiła świstoklik na nadzwyczajne spotkanie z ICW i zamiast w Paryżu, Tyler wylądował w Lyonie.]
[Jakim cudem? Wiesz co, ta wołowina jest świetna, będziemy tu musieli jeszcze przyjść!]
[Francuzi zalecają przejście do Ministerstwa w Bastylii z Gare de Lyon (w tłumaczeniu: stacja w Lyonie). Tyler parę razy powtórzył jej „Gare de Lyon”, „Gare de Lyon”... i proszę. Wysłała go do Lyonu. W dodatku bezpowrotnym, więc musiał się nieźle nakombinować z aportacją. Wylądował wieczorem w Bois de Vincennes i wpadł na facetów przebranych za kobiety. Ci bardzo chętnie pomogli mu dostać się aż do Bastylii, ale ponoć tak bardzo chcieli ... się z nim zaprzyjaźnić, że musiał jednemu z nich złamać nos, żeby się odczepili. Próbował zaklęcia tarczy, ale to nie działa na zboczeńców.]
Oboje długo się śmiali. Pierwszy uspokoił się Lawford.
[Swoją droga Francuzi są nieźle popieprzeni. Nazwać stację w Paryżu „Gare de Lyon”...! No dobra, ale wracając do naszego małego planu. Widziałeś jakieś dziwne reakcje na ostatnie wiadomości?]
Zanosiło się na chwilę rozmowy o nowych szefach Departamentów. Hermiona dała głośniej i przeszła do kuchni na migi dając Snape’owi znak, że przygotuje coś do jedzenia. Nie wiedziała jak on, ale ona zaczęła być już głodna.
Ten skinął głową, więc nie bawiła się w pokazy sztuki kulinarnej, ale wrzuciła tosty do opiekacza i równocześnie zrobiła omlet, położyła na chrupki chleb, dołożyła plasterki łososia i pomidora i posypała szczypiorkiem. Kiedy zanosiła do salonu dwa talerze, rozmawiali wciąż o tym samym.
Wkrótce Norris, którego poznawała po głosie, zmienił temat i po chwili Hermiona poczuła, że jedzenie staje jej w gardle.
[Wszystkie wasze propozycje dałem Paulowi, żeby je przejrzał. Zajął się już kandydatami do Wydziału Badań Zdolności Czarodziejskich.]
[Nie sądzę, żeby to było stanowisko do obsadzenia w pierwszej kolejności. Choć Nigel będzie zadowolony, bo to załatwi szybko problem z MKB.]
Hermiona miała wrażenie, że włosy jeżą się jej na głowie. Watkins?! Nigel Watkins jest z nimi??!!
[Też mu to powiedziałem, ale chyba tak było mu najprościej. Kandydatów na szefa DPPC trzeba przejrzeć bardzo, bardzo uważnie, bo to kluczowe stanowisko.]
Przez chwilę słyszeli tylko odgłosy jedzenia.
[Myślisz, że Paulowi uda się porozmawiać z tym żabojadem we Francuskim Przedstawicielstwie? Legrandem La–jakimśtam? Tamten to podobno ma teczkę na każdego, nawet u nas.]
[Szczerze, Davy? Nie sądzę. Słyszałem, że niecierpią się wzajemnie wyjątkowo. Szkoda, bo mogłoby to nam pomóc.]
[Powiedziałbym, że w tej chwili Alain wie więcej niż Paul. Pomyślałbyś, że siedzi całe dnie i noce z łbem w kominku słuchając plotek! Co to było ostatnio? Że Warren miga się od podatków za drugi dom...]
Snape skończył pierwszy, odstawił talerz na stół i oparł się wygodnie o oparcie kanapy. Hermiona jeszcze chwilę skubała swoją porcję, po czym również odchyliła się do tyłu, zgięła nogi w kolanach i oparła na nich brodę obejmując ramionami. Plotki niebawem się skończyły.
[Acha, zapomniałbym! Możemy się spotkać w sobotę u ciebie? U mnie nie da rady.]
[Powiedz po prostu, że podoba ci się mój domek myśliwski!]
[Dobrze, skoro chcesz to tak, jest wspaniały! Tak jak zawsze, o siódmej?]
[Jeszcze nie wiem o której, dam ci znać. W takim razie kopnij proszę, Nigela, żeby się nie spóźniał! Służący za każdym razem musi biegać specjalnie po niego]
[Prawdę powiedziawszy przyda mu się, niech schudnie. I poza tym niech nie narzeka. Spraw sobie skrzata, poważnie! Mój Gnypek je o wiele mniej, a pracuje o wiele więcej. Zrób sobie czysty rachunek finansowy, mój drogi, to się przekonasz!]
[Podrzuć mi jakieś...]
– Dalej już możesz sobie darować – powiedział Snape, prostując się i pochylając do przodu.
– Cholera – wyrwało się zszokowanej Hermionie. – O cholera... Jest ich niezła banda!
– Naliczyłem siedmiu, ale nie wiemy, czy o wszystkich mówili. Większości z nich nie znam.
– Ale ja ich znam. Mniej więcej. Przesłucham nagranie dziś wieczorem jeszcze raz i spiszę nazwiska i co ważniejsze fakty, to będziemy mieli już jakieś dane.
Snape spojrzał na nią gwałtownie.
– Żadnych notatek! Jeśli ktokolwiek na nie wpadnie...!
– Nikt na nic nie wpadnie, bo notatki zrobię tu, w komputerze – wskazała ręką „czekoladową książke”, jak zaczął o tym czymś myśleć. – Ani Norris, ani reszta z pewnością nie umieją się tym posługiwać. A jeśli trzeba, to schowam tą notatkę tak, że siła ludzka jej nie znajdzie.
Wygląda na to, że panna Wiem–To–Wszystko zna się nie tylko na magii, ale i na mugolskich zabawkach. Cóż, jeśli tak, to bije Rovenę Ravenclaw na głowę, trzeba jej to przyznać.
– Gdzie schował pan pluskwę? Bo bardzo dobrze to panu wyszło.
Snape uśmiechnął się lekko pod nosem.
– W koszyczku z przyprawami. Potem po prostu wróciłem do restauracji i wziąłem cały ze sobą.
Profesor Snape rąbnął przyprawy z ekskluzywnej restauracji....
Normalnie by się roześmiała, ale po wysłuchanej właśnie konwersacji jej poczucie humoru najwyraźniej diabli wzięli.
CDN...