"Żadne z nich nie wiedziało, że w tym czasie Smith lizał już rany. Na dobrą sprawę powinien się cieszyć, że skończyło się tylko tak.(...)mało brakowało, a byłby już trupem\"
Minerwa położyła Hermionie rękę na ramieniu.
– Poczekaj... nie przenoś się jeszcze... nie wiadomo, czy Smith nie wróci...
Severus najwyraźniej też o tym myślał, bo spojrzał w kąt, w którym obie miały stać i powiedział cicho.
– Zostańcie tam jeszcze przez chwilę. Niech ten idiota sobie pójdzie.
Usiadł spokojnie za biurkiem i zaczął przeglądać korespondencję z dzisiejszego dnia. Dopiero po paru minutach spojrzał na nowo w kąt.
– Dobrze, wróćcie do normalnego wymiaru.
Hermiona aż drżała z tłumionej radości. Natychmiast rzuciła na siebie i profesor McGonagall zaklęcie zmiany wymiaru i kiedy Severus obrócił lekko głowę wreszcie je widząc, klasnęła w dłonie.
– To było genialne! – roześmiała się, podchodząc do niego i powstrzymując od rzucenia mu się na szyję.
Minerwa stanęła koło nich.
– Zgadzam się z Hermioną. Wyszło wspaniale. Dałeś mu wystarczająco dużo czasu na znalezienia włosów i co najważniejsze, wyglądało to jak najbardziej naturalnie.
– Severusie, pozwolę sobie przyłączyć się do gratulacji – dobiegł ich głos Dumbledora z portretu.
Wszyscy obrócili się w jego kierunku, ale Severus spojrzał szybko na Hermionę i dostrzegł w jej oczach zachwyt. Dopiero potem przeniósł wzrok na portret.
– Nie przeczę, udało się znakomicie. I dziękuję wam bardzo za pomoc.
– Nie ma za co – odparła natychmiast Hermiona. – Nawet nie wiesz, jak chciałabym zobaczyć, jak Smith wypije wielosokowy...! Niewątpliwie przeżyje najbardziej niezapomnianą godzinę w swoim życiu!
Severus sięgnął do peruki i podrapał się po głowie.
– Kolejną godzinę też będzie dobrze pamiętał, możesz mi wierzyć. Już Norris mu tego tak łatwo nie przepuści – spojrzał na Dumbledora, który, jako jedyny, orientował się, że coś ważnego ostatnio się wydarzyło. – Natomiast ja z największą chęcią pozbyłbym się już tej dekoracji...
Minerwa, Hermiona i Dumbledore wybuchnęli śmiechem.
– Weź gorący prysznic, w gorącej wodzie galaretka się rozpuści i odklei od twoich włosów – poradziła mu dziewczyna.
Skinął im głową i zniknął za drzwiami do komnat.
– Hermiono, jeszcze raz gratuluję ci znakomitego pomysłu – powiedział Dumbledore. – Ale od teraz Severus będzie musiał bardzo uważać. Nie wiemy jeszcze, co Norris wymyśli, żeby go wyeliminować. Może być nadzwyczaj brutalny. Wczoraj Lawford i Smith poszli do niego i już idąc wyglądali, jakby szli na spotkanie z dementorami. Wracając, Smith wyglądał dwa razy gorzej. Severus, jak wróci, z pewnością powie nam więcej na ten temat.
– Coś im nie wyszło! – Hermiona natychmiast spoważniała. – Ciekawe co...
– Za chwilę się dowiemy – rzekła Minerwa. – Poczekajmy na niego.
Usiadła na krześle przy biurku i machnięciem różdżki wyczarowała talerz z ciastami z dzisiejszego obiadu. Hermiona usiadła obok, ale podziękowała gestem za jedzenie. Chwilowe uczycie triumfu zastąpiła nagła obawa o Severusa.
Ten wrócił po prawie pół godzinie, z mokrymi włosami. Usiadł na swoim fotelu i sięgnął po talerzyk z owocowym crumble.
– Ciężko było spłukać galaretkę z włosów – wyjaśnił. – Hermiono, peruka schnie, będziesz mogła ją zabrać wracając.
– Dziękuję – odparła dziewczyna. – Profesor Dumbledore mówił, że coś się stało... Norris i Lawford mówili coś o tym?
Severus kiwnął głową i przełknął kawałek ciasta.
– Będziesz mogła posłuchać całej rozmowy, użyłem pluskwy. Nasi przyjaciele są spanikowani. Na Rathlin Island pojawiło się nagle pełno mugoli i wtargnęli do zamku. Mają tam pozostać przez parę miesięcy i, jak to określił Lawford, będą organizować jakieś ćwiczenia. W każdym razie dzisiejsze spotkanie z reporterami zostało przeniesione na następny tydzień. Lawford ma jeszcze cień nadziei na to, że znajdą jakieś rozwiązanie, żeby pozbyć się mugoli choćby na krótki czas, żeby móc zaprezentować zamek dziennikarzom. Norris kazał już zacząć się zastanawiać nad wyjaśnieniem, czemu nowa szkoła nie zostanie otwarta od września. Masz jakieś pojecie, co to mogą być za mugole? – spytał, wracając do jedzenia ciasta.
Hermiona patrzyła na niego w zdumieniu i myślała gorączkowo.
– To mogą być jakieś kolonie letnie. Albo obóz skautów... Często organizuje się je w takich odosobnionych miejscach, żeby dzieci korzystały ze świeżego powietrza, mogły się bawić inaczej, niż w ciągu całego roku szkolnego... Ale jeśli to kolonie, to skończą się pod koniec sierpnia... Skoro oni mówią, że to na parę miesięcy, to może to jakiś obóz studencki. Studenci zaczynają naukę później, pod koniec września... Nie wiem, nie mam żadnych innych pomysłów – potrząsnęła głową. – Norris nie mówił, co to za ćwiczenia?
– Nie wydaje mi się – zaprzeczył Severus.
– Cokolwiek by to nie było, powstrzyma ich to przed otwarciem szkoły – powiedział Dumbledore. – Nawet jeśli ma się to skończyć za miesiąc.
– To jest wspaniała nowina – stwierdziła Minerwa, odsuwając talerzyk z brzegu stołu. – Dla nas. Mogę się tylko domyśleć, że Norris musi być wściekły.
– I to nawet bardzo – potwierdził Severus. – Dziś w południe czekał z niecierpliwością na wiadomość od Smitha, że ma mój włos, żeby pójść ze Smithem zabić kogoś jako ja. Sądzę, że chciał go przypilnować.
Hermiona rzuciła okiem na zegarek. Dochodziła czwarta.
– Och, jeśli nie czekali do wieczora, jak poprzednim razem i poszli teraz, to muszą się doprawdy dobrze bawić – parsknęła śmiechem i spoważniała.
Dumbledore również spoważniał.
– Kiedy ciebie nie było, Severusie, mówiłem, że od teraz będziesz musiał bardzo na siebie uważać. Proponuję, żebyśmy nie czekali na reakcję z ich strony i zaczęli zastanawiać się, jak cię ochronić.
Severus wreszcie skończył ciasto i odstawił talerzyk na stół.
– Zawsze mogę schronić się w moim domu.
Dumbledore kiwnął głową z aprobatą.
– Doskonale. Swoją drogą, kto jest Strażnikiem? Minerwa?
– Nie. Hermiona – odparł Severus – Minerwa była oczywista. Poza tym Francuzi przygotowują jakąś kryjówkę dla państwa Granger i Hermiony. Jeśli ukryje się we Francji, Norris nie będzie miał żadnych szans dostać się do mojego domu.
Hermiona postanowiła tym razem ukryć, co myśli na temat ucieczki do Francji i zostawienia Severusa samego i tylko rzuciła mu dziwne spojrzenie. Ale Dumbledore nie był tym usatysfakcjonowany.
– To bardzo dobry pomysł, ale nie uchroni cię od żadnego bezpośredniego zagrożenia. Uważam, że powinieneś otoczyć się paroma zaklęciami ochronnymi.
– Nawet Protego Horribilis nie ochroni przed Niewybaczalnymi – powiedziała ponuro Hermiona. – Imperiusa można jeszcze odwrócić, ale na Avadę nie ma sposobu...
Severus już chciał coś powiedzieć, kiedy dołączyła się Minerwa.
– Uważam, że nie powinieneś od teraz opuszczać zamku. Żadnych gości, żadnych wizyt, żadnych wycieczek.
– Do tego żadnego dotykania przysłanych przedmiotów – dorzuciła Hermiona. – Nie tylko my możemy używać świstokliki – wyjaśniła.
– A oddychać mi wolno? – spytał cierpko Severus, patrząc na obie czarownice.
– Severusie, one mają rację – ocenił natychmiast Dumbledore, zanim kobiety zdążyły zareagować.
– Możesz zawsze przemieszczać się w drugim wymiarze – dodała Hermiona.
Severus skrzywił się trochę. Nie był przyzwyczajony do tego, żeby się chować, wprost przeciwnie.
– Być może już jutro dowiemy się więcej – uciął dyskusję. – Podsłucham Norrisa i Lawforda w DRUGIM WYMIARZE – zabrzmiało to trochę ironicznie – i zobaczymy co dalej. Póki co, nie muszę się nigdzie wybierać. Poza tym nie sądzę, żeby chcieli mnie zabić. Wywołałoby to więcej pytań i zamieszania, niż przysporzyło pożytku. Pamiętajcie, że nie tylko ja się im sprzeciwiam, Lovegood w każdym wydaniu nie zostawia na nich suchej nitki.
Minerwa pokręciła głową.
– Może tak, a może nie. Norris nie myśli w normalnych kategoriach. I nie zapominaj, że Lovegood zszedł już do podziemia. Ale z pewnością masz rację co do tego, że jutro dowiemy się więcej. A co do świstoklików, zaraz sprawdzę zaklęcie ujawniające i będziemy mogli sprawdzić wszystkie przesłane przedmioty – zaproponowała.
Przez jakiś czas dyskutowali na temat Fideliusa w Spinner's End i różnych sposobach ochrony. Za dziesięć piąta Severus spojrzał na Hermionę.
– Chyba będzie czas przygotować się do powrotu do domu.
Dziewczyna wstała pospiesznie i zaczęła żegnać się z profesor McGonagall i Dumbledorem.
– Przy okazji dam ci pluskwę, odsłuchaj ich rozmowę, może zrozumiesz w tego coś więcej niż ja – powiedział Severus, podchodząc do drzwi do komnat. – Zaraz wracam, Minerwo.
Hermiona poszła prosto do łazienki po suchą już perukę i spakowała ją do torby i szybko przygotowała świstoklik do domu. Severus przyniósł jej pudełko z pluskwą, pamięcią i słuchawkami.
– Nie będę tego potrzebował jutro, po prostu przejrzę swoje wspomnienia – podał jej wszystko i rzucił okiem na zegarek. Mieli jeszcze cztery minuty.
– Dziękuję ci za wszystko – sięgnął po kosmyk jej włosów i przesunął go w palcach.
Dziewczyna złapała jego rękę i przycisnęła do ust.
– Byłeś genialny. Wspaniały. Prawie zabiłeś go słowami – uśmiechnęła się i przytuliła się do niego.
– To ty byłaś genialna – przygarnął ją, pocałował we włosy i oparł brodę o jej głowę.
Chwilę stali tuląc się.
– Severusie... martwię się o ciebie – powiedziała w końcu Hermiona, przygryzając wargę.
Severus przesunął pieszczotliwie palcem po jej ustach.
– Nie martw się. To niczego nie zmieni, już tyle razy ci to mówiłem. Nie martwmy się na zapas. Zobaczymy, co jutro przyniesie.
Spojrzał jeszcze raz na zegarek. Dwie minuty.
– Wracaj do siebie i odpocznij. Dzisiejszy dzień był trochę dłuższy niż zazwyczaj.
Pocałował ją delikatnie, ale Hermiona odpowiedziała na to o wiele namiętniej. Wsunęła dłoń w jego włosy i przyciągnęła jego głowę, więc nie mógł się opanować i przycisnął ją do siebie całując równie gorąco.
Po chwili odsunął się i znów spojrzał na zegarek.
– Już czas. Do jutra – szepnął.
Hermiona postąpiła krok do tyłu i sięgnęła po świstoklik.
– Do jutra – uśmiechnęła się i aktywowała go.
Błysnęło i znikła w wirze barw. Kiedy otworzyła oczy, stała w domu, w korytarzyku. Spojrzała w stronę zamkniętych drzwi do sypialni i na wszelki wypadek odczekała chwilę, zanim weszła do środka.
W pokoju było pusto, ale pomięty koc w miejscu, gdzie siedzieli, był jeszcze ciepły. Ukucnęła i przytuliła do niego twarz.
Dopiero co się pożegnali, a już za nim tęskniła.
Żadne z nich nie wiedziało, że w tym czasie Smith lizał już rany. Na dobrą sprawę powinien się cieszyć, że skończyło się tylko tak. Ocalił go zapewne David.
Siedział skulony na kanapie i patrzył ponuro za okno. Kurwa mać, jak mogło do tego dojść?!
I nie miał na myśli tego, że przemienił się w jakąś obcą babę, ale o fakt, że mało brakowało, a byłby już trupem.
Wrócił myślami do spotkania z Peterem. Z Norrisem – poprawił się.
Norris aportował się do niego z Davidem. Kiedy zobaczył leżące na stole dwa czarne włosy przyklejone do taśmy klejącej, którą włożył sobie do kieszeni, uśmiechnął się szeroko.
– Dobra robota – powiedział, klepiąc Smitha po ramieniu. – Trudno było je zdobyć?
Smith parsknął śmiechem.
– Nie było żadnego problemu. To zupełny naiwniak. Musiałem się parę razy pochylić, przywołać włosy i schować je go kieszeni, a on nawet nie domyślił się, że się coś dzieje. Spytał tylko tym swoim kąśliwym tonem, czy mogę przestać się kręcić na JEGO krześle... – zaśmiał się.
Osobiście doszedł wtedy do wniosku, że Voldemort musiał jednak być frajerem. Żeby dać się oszukiwać przez całe lata takiemu idiocie...!
– David, ty też idziesz? – spytał, sięgając po szklaneczkę do whisky z wielosokowym.
– Nie – odparł szybko David. – Poczekam, aż wrócicie, bo mam jedną sprawę do przedyskutowania z wami oboma.
– To dobrze, bo mam tylko jedną niewidkę. Peter, gotowy?
Norris skinął głową, więc wrzucił jeden włos do szklaneczki. Eliksir zapienił się i przybrał różową barwę. Nie tknęło go żadne przeczucie, choć powinno! Przecież poprzednim razem był zupełnie czarny. Zaśmiał się i paroma łykami wypił wszystko do końca.
Wiedział, że przemiana jest zazwyczaj trochę bolesna, ale tym razem miał aż ochotę krzyknąć. Ból, zamiast przejść po paru sekundach, przybrał jeszcze na sile w okolicach ramion, klatki piersiowej i szczególnie w pasie i biodrach.
Nabrał powietrza, zabolało jeszcze bardziej i kiedy otworzył oczy słysząc trzask drącego się materiału, poczuł coś dziwnego. Spojrzał w lustro i nie zrozumiał.
Patrzył na jakąś grubą, czarnowłosą kobietę. Czarna koszula rozerwała się w kilku miejscach; na sznurowaniu i na szwach z boków odsłaniając bardzo duże, obwisłe piersi. Ale najbardziej bolało go w biodrach. Te cholerne spodnie musiały być za ciasne! Nie widząc w lustrze nic od pasa w dół, złapał na oślep porwane w szwach spodnie i przy wtórze pękającego na ramionach i plecach materiału ściągnął je do kolan. Kiedy opadły w strzępach na stopy, zaczęło do niego docierać, że stał się kobietą.
Z niedowierzaniem spojrzał na równie skamieniałego Norrisa i Davida, przeniósł wzrok na nagie piersi, po czym w odruchu paniki sięgnął ręką miedzy nogi. Jego slipy trzymały się jeszcze na prawym boku, bo pękły zupełnie po lewej stronie; przez porwany materiał nie wyczuł swojego członka, ale miękkie, gęste włoski i całkowicie płaskie krocze.
– Co to, kurwa, ma... – wyjąkał osłupiały wysokim falsetem i natychmiast zamilkł, słysząc ten zupełnie inny głos.
Norris nadal trwał w osłupieniu, ale po chwili zaczął być coraz bardziej purpurowy na twarzy. Lawford otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale się nie odzywał.
– Smith, ty skurwielu... – wykrztusił Norris, trzema krokami dopadł go i rąbnął pięścią w skroń. – Ty pieprzony idioto...!
Smith zatoczył się ciężko do tyłu, łapiąc się za głowę i upadł na ziemię.
– Peter, ja... – zamilkł na nowo na dźwięk swojego głosu.
Norris kopnął go w okolice krocza, ale nie zabolało tak bardzo, jak sądził.
– Zamknij się! To ja się pytam co to, kurwa, ma być! – wrzasnął, złapał go z przodu za porwaną koszulę i spróbował podnieść, ale mu się to nie udało, więc tylko potrząsnął nim. – Snape to naiwniak, tak?! Ty debilu, ty skończony kretynie!
David wreszcie wyrwał się z osłupienia.
– Peter... – zawołał niepewnie, łapiąc Norrisa za ramię.
Norris wykrzywił twarz w strasznym grymasie. Wyglądał, jakby miał dostać apopleksji. Jednym ruchem wyszarpnął różdżkę z kieszeni marynarki.
– Avada Kedavra! – wrzasnął.
David rzucił się na niego i w ostatniej chwili pociągnął mu rękę tak, że zielony promień uderzył w podłogę między nimi z taką siłą, że kafelki eksplodowały na wszystkie strony.
Wszyscy odsunęli się gwałtownie na boki i David wyrwał Norrisowi różdżkę.
– Peter, stop! Uspokój się!
Norris poderwał głowę w jego stronę, potem popatrzył na swoją pustą dłoń.
– Moja różdżka, Davidzie... – wycedził.
– Nie dam ci jej teraz – David cofnął się parę kroków. – Musisz się uspokoić, Peter...
Norris zacisnął pięści i zamknął na chwilę oczy.
Smith nadal siedział na ziemi. Kiedy Norris spojrzał na niego morderczym wzrokiem, odruchowo przylgnął bardziej do ściany. Okruchy kafelków i zaprawy zgrzytnęły cicho.
– Smith, jak się odmienisz, masz natychmiast stawić się w moim biurze. Natychmiast – warknął. – Jeśli za godzinę cię nie zobaczę, zabiję cię. A teraz ubierz się – dorzucił pogardliwie. – Wyglądasz jak dziwka.
Obrócił się na pięcie i wyciągnął rękę po różdżkę.
– Idziemy, Davidzie.
Smith rzucił Davidowi przerażone, błagalne spojrzenie, na które tamten skinął głową. Był blady jak kreda.
– Będę tam – powiedział cicho, złapał Norrisa za ramię i deportowali się z głośnym trzaskiem.