Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Na całe szczęście pieprzona ósemka zdecydowała się zakończyć na tym naradę. I bardzo dobrze, bo dziewczyna dłużej by nie wytrzymała. Lawford wyszedł ostatni, zaraz po reszcie, ale też się spieszył – po siedzeniu w ciepłym pomieszczeniu wyjście na zimne powietrze wydawało się kiepskim pomysłem.
Odczekał chwilę, podszedł cicho do domku, otworzył drzwi i przywołał pluskwę. Czas było odstawić Granger do domu.
Kiedy aportowali się do prosto do jej mieszkania, było już grubo po dziewiątej. Hermiona rozpięła pelerynę i pozwoliła jej osunąć się na ziemię. Po stukocie zapinek o podłogę poznała, że musiała upaść koło kanapy. Już nie płakała, ale nadal trzęsła się, po trosze z zimna, po trosze od podsłuchanej rozmowy.
– Został ci jeszcze eliksir Słodkiego Snu? – zapytał Snape, zdejmując swoją pelerynę. – Gdzie?
– W łazience, w szafce...
– Nie, nie kładź się tu tylko idź do sypialni.
Włamania bardzo się przydają, przynajmniej wiem, gdzie co jest.
Duża fiolka z eliksirem była już w połowie opróżniona, więc zanotował sobie w myślach, że będzie musiał przysłać jej nowy. I pewnie parę innych, skoro już o tym mowa.
Kiedy dziewczyna wypiła go do końca, zaczęło ogarniać ją cudowne rozleniwienie i ciepło. Zaczęło się w okolicy brzucha i wolno rozlewało się po całym ciele. Miała wrażenie, jakby zanurzała się w gorącej wodzie. Kiedy ciepło dotarło do czubka głowy poczuła, jak zamykają się jej oczy. Coś delikatnego dotknęło jej szyi i policzka, więc z trudem uchyliła powieki i zobaczyła Snape’a, który poprawiał na niej puszysty koc. Nie zdążyła nic już powiedzieć i zasnęła.
Snape poszedł zrobić sobie herbaty, choć szczerze mówiąc, potrzebował czegoś znacznie mocniejszego. Cóż, będzie musiał się obyć.
Miał tyle spraw do przemyślenia, że nawet nie wiedział od której zacząć. Widok kłębowiska na podłodze sprawił, że zaczął od Granger. Składając pelerynę przypomniał sobie, jak na nią nakrzyczał i zalała go wściekłość na siebie samego.
Dobra, Snape, ty sukinsynu. Zrób to raz, a porządnie, żeby już do tego nie wracać.
W zasadzie już przyzwyczaił się do jej towarzystwa, co było normalne po miesiącu wspólnych kontaktów. Czasami jednak jego cholerny charakter dawał o sobie znać, zupełnie jak dzisiejszego wieczora.
O co właściwie poszło? O to, że go dotknęła? Po pierwsze nie jego, a łanię. Po drugie co z tego, że go dotknęła? Owszem, nie lubił tego. Bycia dotykanym, klepanym czy też raczej ciągle popychanym i bitym – niewątpliwie z powodu wspomnień z dzieciństwa.
Ale czy wspomnienia, jak parszywe by nie były, mogły być powodem do tego, żeby darł się na tą nieszczęsną dziewczynę za to, że zareagowała zupełnie instynktownie, jak każdy inny w takiej sytuacji?! Wszyscy na świecie mieli coś, czego nie lubili i jakoś z tym żyli. Czas najwyższy, żeby on też dojrzał i zaczął się zachowywać jak normalny człowiek. Mógł zacząć od tych, którzy byli mu najbliżsi. Od Hermiony Granger, która nie była już, do cholery, jego studentka, tylko jego partnerką. Tak, partnerką. Jest tak samo w to wplątana, jest w niebezpieczeństwie, nawet większym niż ty. Robi co może, żeby WAS tego wyciągnąć. Tylko dzięki tej JEJ pluskwie wiecie, co się dzieje.
Zaczniesz już jutro. Przeprosisz ją za ten cholerny napad w lesie. I zaczniesz ją traktować odpowiednio. Koniec, kropka.
Kiedy wreszcie rozwiązał ten problem, mógł przejść do innych.
Były dwie, bardzo pilne sprawy. Wspomnienie i permanentny eliksir antykoncepcyjny. Ta druga zdecydowanie ważniejsza – jeśli nie pozbędzie się wspomnienia, załatwią tylko jego. To było tylko jedno życie, w porównaniu do tysiąca kobiet w Wielkiej Brytanii.
Przywołał pergamin, atrament i pióro i zaczął robić listę spraw do załatwienia.
Po czwartej nad ranem lista była bardzo długa, a on zaczynał już być mocno zmęczony. Wpuścił do sypialni rudego kota i rzucił okiem na śpiąca pannę Granger. Przekręciła się na bok, wtuliła w miękki koc i spała oddychając głęboko.
Odnalazł na ścianie mugolski kontakt i zgasił światło, po czym zwinął się na niewielkiej kanapie, z braku koca narzucił na siebie pelerynę i zasnął.
Kiedy Hermiona otworzyła oczy, za oknem było już jasno. Przez chwilę starała się nie ruszać, żeby jeszcze przez chwilę czuć ciepło, miękkość, niemal odurzające poczucie spokoju i rozluźnienia. Było wspaniałe. Gdyby tak mogło być cały czas...
Ale powoli zaczęła sobie przypominać wczorajszy wieczór. Co dziwne, spokój jej nie opuszczał, miała wrażenie, że przygląda się czemuś z oddali, jakby to dotyczyło kogoś innego.
Snape obiecał jej znaleźć sposób na to wszystko. Skoro obiecał, to mogła być pewna, że to zrobi. Ten sam Snape, który trochę wcześniej napomniał ją surowo...
Musiała przyznać, że miał rację. Przecież ona sama nie pozwalała innym bawić się jej włosami, więc czemu on miałby na to pozwalać? Zareagowała instynktownie, dotknęła pięknego zwierzęcia. I tyle. Przecież nie ma żadnych napadów i ochoty dotykania go, kiedy ten siedzi koło niej. Będzie musiała mu to wyjaśnić i przeprosić jeszcze raz.
Przypomniał się jej dotyk jego włosów na policzku i ciepło splecionych palców podczas Rytuału. Wcale nie było nieprzyjemne. Co szokowało w tym to to, że to był on. Człowiek, którego nie lubiała przez wiele lat, którego NIE MOŻNA było lubieć, biorąc pod uwagę jego zachowanie.
Ale jednak dużo się zmieniło od tamtych czasów. Teraz mogła z nim rozmawiać, nie do końca swobodnie, ale miała wrażenie, że za każdym razem jest jej łatwiej.
Co prawda ich relacje można było przyrównać do jazdy kolejką w mugolskim wesołym miasteczku – bywało lepiej i gorzej – z górki i pod górkę. Często na początku ich spotkań był spięty i ... można było powiedzieć, że „niedotykalski”, ale potem miękł i nawet czasami z nim żartowała. Tak, jakby to nie było do końca naturalne i potrzebował trochę czasu na „oswojenie się” z nią. Albo wręcz przeciwnie, cały czas próbował nosić maskę obojętności i nieprzystępności, ale stopniowo odsłaniał się.
Może przez wszystkie szkolne lata grał... musiał grać i wszyscy w to uwierzyli? Jeśli tak, to z pewnością częściowo właśnie taki się stał, przejął część tych zachowań jako swoje. Jak to mówią mugole, „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Nie będzie mu łatwo się tego pozbyć, ale pewnie w końcu mu się uda. Już mu się udawało – sądząc po jego sposobie bycia przy niej.
Przed oczami stanęła jej nagle scena, jak w parku podszedł do niego pies i Snape go pogłaskał. Bardzo ją to zaskoczyło. No pewnie, że mógł pogłaskać psa, a co innego miał zrobić, przecież nie pogryźć!
To był ludzki, naturalny gest, ale na swój sposób szokujący w zestawieniu z nim. Nie dlatego, że ON nie miał prawa do takich gestów, ale dlatego, że ona nie była przyzwyczajona do oglądania go w takich sytuacjach.
Zapewne jest jeszcze wiele, które cię zaskoczą, moja droga. To jest człowiek, zwykły człowiek, którego po prostu zaczynasz znać od strony, której do tej pory nie znałaś, i tyle.
Nagle zrozumiała, że swoją drogą nawet chciała poznać. I pomóc mu wrócić do normalności.
Czemu..? zastanowiła się i dokonała następnego odkrycia. Bo najnormalniej w świecie zaczynasz go lubić.
To ją zaskoczyło, ale tylko trochę.
O wiele bardziej zaskoczył ją widok Snape’a śpiącego na kanapie. Spał tutaj?! O Merlinie...
Ale nie było się co dziwić. Od niej ani nie mógł się aportować, ani użyć sieci Fiuu. Wiedziała, że czasem używa kominka w Klubie Twórców Eliksirów, ale to było w zupełnie innej dzielnicy, a komunikacja miejska w nocy stanowiła koszmar, już nie mówiąc o tym, że nocą w mugolskim Londynie nie było bezpiecznie. I pewnie by się pogubił.
Szelest otwieranych drzwi go nie obudził, ale mężczyzna poruszył głową i zamruczał coś niezrozumiałego. Hermiona poszła na palcach do łazienki się umyć i przebrać w czyste ubranie, które miała w ręku.
Kiedy wyszła i poszła do kuchni, widocznie już nie spał, bo na jej widok odrzucił okrycie, które okazało się być peleryną i usiadł prosto.
– Dzień dobry, panie profesorze.
– Dzień dobry, panno Granger. Jak się spało?
– Wyśmienicie! I przypuszczam, że o wiele lepiej niż panu – Hermiona weszła do kuchni i odciągnęła grubą zasłonę z okna. – Lepiej by było panu w łóżku, w tym pokoju przy wejściu.
– Nie przejmuj się mną, nie było tak źle. Poza tym przez pół nocy wylegiwał się w nim twój kot – przeciągnął się i wstał.
– Jeśli chce pan się wykąpać, to wyjęłam świeży ręcznik. Zielony – dodała z lekkim uśmiechem. – Leży w łazience, koło umywalki. I szczotka do zębów. Pewnie nie jest pan przyzwyczajony do mugolskich żeli pod prysznic, czy pasty do zębów, ale proszę mi wierzyć, są naprawdę dobre!
– Dziękuję.
W czasie, kiedy Snape się kąpał, ona przygotowała jakieś śniadanie. Wyciągnęła jajka, żeby zrobić jajka na bekonie z pomidorami, szczypiorkiem i pieczarkami. Nie wiedząc, czy mu to wystarczy, wyłożyła na talerzyk parówki wieprzowe, wystawiła dżem truskawkowy i pomarańczowy do tostów i właśnie sięgała po soki owocowe, kiedy owionął ją zapach świeżości i doszły ją słowa wypowiedziane rozbawionym tonem.
– Zaprosiłaś gości, czy sądzisz, że się nagle rozmnożyłem?
– Nie wiem co pan lubi... i ile...
– Upasłabyś tym nawet Hagrida.
Przez jakiś czas jedli w milczeniu. Hermiona zbierała się do przeprosin, Snape również i każde z nich nie do końca wiedziało, jak zacząć.
– Panie profesorze, chciałam pana przeprosić za wczoraj... Naprawdę mi przykro. Nie... nie powinnam... – zacięła się, bo „nie powinnam pana dotykać” brzmiało strasznie głupio. – Nie myślałam...
Snape miał wielką ochotę potwierdzić, że owszem, widać było, że nie myślała, ale się opamiętał. Uniósł rękę do góry, żeby jej przerwać i zamilkła.
– Nie, to ja ciebie przepraszam. Trochę... przesadziłem. – Zrobił to! Udało mu się!
Hermiona bez mała wytrzeszczyła oczy. On mnie właśnie PRZEPROSIŁ?!!!
– Chciałam powiedzieć... ja też nie lubię, jak mnie ktoś rusza... Więc wcale się nie dziwię, że to pana zdenerwowało. Ale zareagowałam raczej na widok łani...
– Już dobrze – rzucił krótko.
Hermiona skinęła głową i chwilę zastanawiała się, jak powinna się teraz zachować. Przeprosił ją, powinna jakoś mu za to podziękować...
– Mam nadzieję, że pomimo tego koszmarnego spotkania wczoraj udało się panu dobrze spać – wymyśliła w końcu. Zwykłe „dziękuję” jakoś wydało się jej nie na miejscu, więc zdecydowała się okazać mu zainteresowanie.
– Nie spałem za długo. Część nocy zajęło mi zaplanowanie, co teraz powinniśmy zrobić.
– I... co pan zaplanował?
– Przede wszystkim musimy jakoś zdobyć ten cholerny eliksir. Muszę zobaczyć co tam jest.
Hermiona zamieszała herbatę i dla odmiany wrzuciła do niej plasterek cytryny. Spojrzała na niego z wielką nadzieją.
– Myśli pan, że można zrobić na to jakieś antidotum?
– Antidotum, w ostateczności eliksir łagodzący skutki... cokolwiek, co zadziała. Wpierw będę musiał rozdzielić składniki i odkryć czym są. Dopiero wtedy może uda mi się zrobić antidotum.
Snape wyglądał na zmartwionego. Być może faktycznie to było strasznie skomplikowane.
– A może by po prostu coś dodać do tego eliksiru, żeby go zepsuć? Wciąż pamiętam jakie to łatwe – powiedziała troszkę sarkastycznie Hermiona.
– Zepsuć...? Niezły pomysł, ale do tego nadal muszę wiedzieć, co tam jest. Eliksir wcale nie tak łatwo zepsuć, jakby się wydawało – uśmiechnął się lekko, przekrzywiając głowę i patrząc na nią ironicznie. – Choć niektórzy mają do tego wyjątkowy talent...
Przypomniał sobie Longbotoma. Gdyby przyznawać oceny za spieprzenie eliksirów, z całą pewnością prawie za każdym razem dostawałby Wybitny. Prawie, bo czasem panna Granger szeptała mu wskazówki. Choć nawet wtedy często eliksir tylko wyglądał na zrobiony poprawnie...
Tylko wyglądał na zrobiony poprawnie... tylko wyglądał...
Nagle go olśniło. Nie chodziło o to, żeby znaleźć antidotum albo wymyślić eliksir osłabiający na to, co Norris zamierzał podać. Należało po prostu nie pozwolić mu podać czegoś, co działa! Wystarczyło po prostu zrobić eliksir, który wyglądał identycznie do ich eliksiru, ale który po prostu nie miał działać! Wtedy mogli podawać go do woli!
Kiedy podniósł głowę, uśmiechał się. Hermione zalało nagle uczucie nadziei. Musiał coś wymyśleć!
– Znalazł pan jakieś antidotum? Nie mając żadnej próbki?
– Nie będziemy potrzebować żadnego antidotum. Bo nie będzie żadnego eliksiru...
W paru słowach wyjaśnił jej, o co chodzi i Hermiona, cała rozpromieniona, zerwała się na równe nogi z radości.
– Yes, yes, yes!!!!
To była bardzo dobra nowina, ale Snape musiał sprowadzić ją na ziemię.
– Z tym, że, jak słyszałaś, ich eliksir działa tylko przez parę dni, więc z pewnością będą go często warzyć. I za każdym razem trzeba będzie go podmieniać.
– Mam przepustkę do Wydziału Badawczego w Św. Mungu i czasami tam bywam z uwagi na PRZPEC. Wiem gdzie Watkins ma swoje laboratorium. Mogę się tam pokazywać, nawet oficjalnie. A czasem zakradać. Ale musimy wiedzieć, kiedy uwarzą nową partię...
– Znasz tam kogoś, do kogo masz absolutne zaufanie?
Hermiona zastanowiła się i po chwili potrząsnęła ze smutkiem głową.
– Znam wiele osób, ale to są luźne znajomości. W żadnym wypadku nie powierzyłabym im takiej sprawy.
Snape zasępił się. Skończył już jeść przedziwną mieszaninę, która mu bardzo smakowała, więc odsunął się od stołu.
– A pan? Zna pan tam kogoś kto by się nadawał? Wie pan co, może pójdziemy do salonu, bo ten, co wymyślił te krzesła, na pewno nie robił tego pod kątem używania. – Wstała, rzuciła krytyczne spojrzenie na krzesła z idealnie prostym oparciem i wyprofilowanym siedzeniem, co sprawiało, że krzesło zdążyło jej wejść lepiej nie mówić gdzie, i dodała. – Z estetyką pewnie też nie miał nic wspólnego.
Snape zgodził się z nią zupełnie. Różdżką odesłała brudne talerze i sztućce do zlewu i rzuciła zaklęcie, żeby same się myły.
– Sąsiędzi cię nie podgladają? Pewnie spodobałby im się pomysł samozmywajacych się naczyń.
– Na wszelki wypadek właśnie dlatego mam takie grube białe firanki i wieczorem zawsze zasłaniam okna w kuchni i salonie. Ale oni też już wymyślili sposób na zmywanie naczyń. To coś nazywa się zmywarka. Takie pudło, do którego wkładają wszystko, co brudne, zamykają i to się samo myje – odparła Hermiona, na co uniósł dość sceptycznie jedną brew. Schowała do lodówki pozostałości po jedzeniu. – Chce pan jeszcze herbaty? Albo kawy?
– Kawa mi się przyda, choć jeszcze bardziej przydałaby się Ognista Whisky. Tego, jak sądzę, nie masz?
Podczas, kiedy dziewczyna robiła kawę dla nich obojga, Snape usiadł na kanapie i zaczął sobie przypominać wszystkich, których znał w Klinice. Nie było tego dużo.
– Znam dwóch sensownych Uzdrowicieli z pierwszego piętra, na którym leżałem i asystenta Naczelnego Uzdrowiciela. W ciągu tego roku robiłem im sporo eliksirów, które były zbyt skomplikowane albo zbyt niebezpieczne do przygotowania przez nich samych.
– Watkins ma swoje laboratorium na parterze, na tyłach Kliniki. Oddział kobiecy jest na drugim. Pojęcia nie mam co jest na innych piętrach i czy Norris nie planuje otworzyć jakiegoś nowego do swoich...
Nagle zesztywniała i oczy gwałtownie jej się rozszerzyły, bo przypomniała sobie wczorajszą dyskusję.
– Boże jedyny... Oni nawet ich nie przetestowali... Po prostu wymyślili coś i ... przecież to coś może zabić!
Snape’a przeszedł dreszcz. Cholera, faktycznie! Kolejny powód, żeby zabić sukinsyna. I kolejny powód, żeby zacząć właśnie od tej sprawy, wspomnienie może poczekać.
– Tym bardziej musimy podmienić eliksir zanim go zaaplikują jakiejkolwiek kobiecie. Porozmawiam z tymi dwoma z pierwszego i z asystentem Naczelnego. Jutro... nie dam rady, ale we wtorek. Musimy zorganizować SUMY i OWUTEMY i jest z tym trochę roboty – wyjaśnił. – Ale poproszę Minerwę... profesor McGonagall, żeby zajęła się wszystkim, czym tylko może. Póki co, nic więcej nie wymyślimy.
– Dobrze. Co dalej? Co ze wspomnieniem ze Stirling? – dziewczyna posłusznie zmieniła temat.
– Wspomnienie może poczekać. Po pierwsze muszą obsadzić swoimi DPPC, dopiero potem się zainteresują moją osobą. Mogę przez parę dni zwlekać, przekładać spotkania...
– Mamy co najwyżej tydzień. W ciągu tego tygodnia musimy jakoś pozbyć się tego wspomnienia. Potem może być już za późno – zaprotestowała.
– Z cała pewnością nie możemy się go pozbyć, bo wtedy odkryją, że ktoś o nich wie. I wtedy dopiero może zacząć być bardzo źle.
– No to je podmienić, nie wiem..! Cokolwiek, ale przecież nie możemy czekać!
– Już ci mówiłem, że na to mam czas. W tej chwili ważniejsze jest, żeby nie dopadli ciebie i nie napoili tym ich eliksirem! Albo od tego umrzesz, albo możesz pożegnać się z marzeniem o posiadaniu dzieci!
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Snape wyglądał na trochę rozzłoszczonego.
On przedkłada moje bezpieczeństwo nad swoje... Uparł się i za nic w świecie nie zmieni zdania. Osioł. Trudno, skoro on zajmuje się „mna”, to ja muszę zająć się „nim”. Zobaczymy kto jest lepszy...
Tą determinację miała wyraźnie wypisaną na twarzy.
– Nie muszę używać legilimencji, żeby wiedzieć co właśnie sobie wykombinowałaś – powiedział niezadowolonym tonem.
– JESZCZE nic nie wykombinowałam, ale dobrze pan zgadł. Nie zamierzam przestać.
– Dam sobie radę sam – wymsknęło mu się zupełnie odruchowo.
Hermiona podniosła do góry rękę i postukała się w pierścionek.
– Mowy nie ma. Składaliśmy przysięgę, że będziemy się nawzajem chronić i zamierzam to zrobić.
Chwilę jeszcze patrzyli na siebie, oboje z wyrazem mniejszej lub większej dezaprobaty, kiedy nagle w kominku buchnęły zielone płomienie i rozległ się głos Harry’ego.
– Hermiona? Jesteś tam? Mogę wpaść?
CDN...