Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Ściągnęła windę, która podzwaniając i postękując zawiozła ją na Poziom Drugi. Kobiecy głos obwieszczający przybycie na wybrane piętro który zazwyczaj wydawał się jej być cichy, tym razem niemal ją ogłuszył i panika zalała ją na nowo.
– ... z Urzędem Niewłaściwego Użycia Czarów, Kwaterą Główną Aurorów i Służbami Administracyjnymi Wizengamotu, Departament Edukacji Magicznej, z Wydziałem Programu Nauczania...
Przestań, zamknij się! Bądź CICHO, błagam!
Ozdobna krata zasunęła się ze zgrzytem, ale winda została na miejscu. Korytarz wiodący do zachodniej części był oświetlony lampami, ale Hermiona, mimo szeroko otwartych oczu nie widziała ich. Miała wrażenie, że z każdym krokiem oddalała się od światła i zagłębiała w gęsty, lepki mrok, na końcu którego czaił się jeszcze większy lęk. Kiedy stanęła przed drzwiami wiodącymi do gabinetu Norrisa, po plecach ściekła jej stróżka zimnego potu.
Homenum revelio nie wykryło nic. Ostrożnie nacisnęła klamkę i spróbowała otworzyć drzwi, co bardzo ją zaskoczyło. Z cichym skrzypnięciem, od którego zjeżyły się wszystkie włoski na jej karku, drzwi uchyliły się na tyle, że mogłaby przez nie przejść.
Rzuciła Homenum revelio moneo, wśliznęła się do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. I spowiła ją ciemność.
I co teraz? Merlinie, co teraz??? Nie miała pojęcia, czy nie ma tu żadnych zaklęć wykrywających używanie magii, żadnych alarmów... Ale stanie w ciemności na nic się nie zda!
Zacisnęła zęby, przycisnęła do piersi różdżkę i rzuciła niewerbalne Lumos i całe jej ciało zamarło oczekując czegoś co musiało nastąpić.... ale nic się nie wydarzyło. W drżącym świetle dojrzała zarys pustego biurka i piknęła w niej radość, która na widok szuflad zbladła równie szybko jak się pojawiła. Przełknęła głośno ślinę i zahaczywszy koniuszek małego palca o uchwyt pierwszej od góry pociągnęła najdelikatniej jak potrafiła... ale ta ani drgnęła. Kolej na następną... Boże, jak dobrze... Boże, jak dobrze... kołatało się za każdym razem w jej nieprzytomnym umyśle.
Nic tu nie ma. Uciekaj. Uciekaj póki możesz...
Wbrew sobie rozejrzała się i w półmroku dostrzegła pod ścianą coś na podobieństwo komody, na której stały jakieś przedmioty, majaczące niewyraźnie w bladym świetle różdżki.
Uciekaj stąd. Głosik w jej głowie stawał się coraz bardziej natarczywy, ale zrobiła dwa kroki do przodu i z mroku wyłoniła się jakaś wielka, gruba księga, nieruchomy srebrny instrument podobny do tego, co kiedyś miał w gabinecie Dumbledore i duże czarodziejskie zdjęcie.
Były na nim dwie osoby. Jedną z nich był Norris, drugą David Lawford. Oboje stali blisko siebie i Lawford obejmował Norrisa prawą ręką przez ramię. Uśmiechali się radośnie.
Podeszła jeszcze bliżej i na dole zdjęcia odczytała napis „Bratu we krwi – oddany Davy”.
Patrzyła parę sekund na zdjęcie, kiedy raptem z korytarza doszedł ją jakiś dźwięk! UCIEKAJ!!!!! Głosik w jej głowie po prostu wydarł się wyduszając jej powietrze z płuc i równocześnie pojawił się inny. JAK!!!? GDZIE???!
Miotnęła się dookoła w panice szukając jakiejś kryjówki, jakiegoś miejsca, gdzie mogłaby się zaszyć, ale widziała tylko falującą ciemność, nie wiedziała gdzie biec, co zrobić, jak się stąd wydostać!!! Złapała się za usta tłumiąc krzyk i w tym momencie drzwi się otworzyły i różdżka wyleciała jej z ręki na puszysty dywan i otoczyła ją zbawienna czerń.
Ale tylko na sekundę. W następnej weszła sprzątaczka zapalając lampy i wciągnęła za sobą wózek zastawiony butelkami, magiczny zasysacz kurzu i doszedł ją zapach płynu do polerowania drewna.
Stała tak oniemiała po środku gabinetu, z otwartymi ustami, wytrzeszczonymi oczami i w głowie pulsowała jej tylko jedna, idiotyczna myśl. Ten sam płyn co pani używa Brown... ten sam płyn...
Sprzątaczka spojrzała na biurko omijając ją wzrokiem i wtedy w jej głowie wybuchło zrozumienie. Ona mnie nie widzi!!! Kameleon....! Kameleon i Silencio!
– Kochana, chodź tu jak możesz – zawołała kobieta głośno w kierunku otwartych drzwi.
Konieczność natychmiastowej ucieczki aż zawyła gdzieś w niej odbierając zdolność logicznego myślenia i Hermiona nie zdołała się już jej dłużej opierać. Czym prędzej, bez mała na oślep przemknęła między wózkiem a sprzątaczką, doparła otwartych drzwi i runęła do korytarza... zatrzymując się na przeciwległej ścianie na widok nadchodzącej kobiety.
Osunęła się wolno na ziemię dławiąc się i dusząc i świat zawirował jej przed oczami.
– Tylko niczego nie rusznij, oni tu mają szmergiela. Odkurz i przetrzyj biurko, a ja wezmnę tamtą szafkę pod...
Hermiona ledwo dosłyszała ostatnie słowa. Kiedy tylko ta druga kobieta weszła do gabinetu Norrisa, nie czekała już na nic, ale puściła się biegiem w kierunku windy. Byle dalej, byle uciec...
Serce waliło jej nadal jak oszalałe, ale tym razem z dzikiej, oszałamiającej ulgi. Weszła i wyszła i przeżyła...!
Nacisnęła przycisk wzywający windę i obejrzała się za ramię, na pusty korytarz. Po raz pierwszy pustkę przywitała radością.
Ale coś kazało się jej zatrzymać, poczekać. Jakieś ulotne wrażenie, którego nie umiała sprecyzować, jakby przeszła koło tego czegoś i nie zwróciła na to żadnej uwagi, mimo tego, że to coś było ważne.
Zmusiła się do tego, by na nowo się skoncentrować. Co to mogło być...
Słyszała już odgłosy nadjeżdżającej windy, które przeszkadzały się jej skupić, więc zacisnęła oczy i wróciła myślami do tyłu....
Przez zamknięte powieki przebiło się światło padające ze zwalniającej kabiny i równocześnie nagle, znikąd spłynęło na nią zrozumienie.
David Lawford! Davy! Jego brat krwi! To o nim mówił Norris wtedy do Rockamana... Coś o Davym i o Snapie...!!!
David Lawford znany był jako dobry wujaszek, który olewał wszelkie zasady bezpieczeństwa. Na jego biurku zawsze walało się pełno papierów, drzwi ciągle zostawiał otwarte na oścież. Kiedyś był nawet za to ciągany przez Aurorów z Wydziału Bezpieczeństwa.
Jeśli oni są braćmi krwi i Lawford jest w to wmieszany, to zapewne jest prawą ręką Norrisa. Więc może u niego coś się znajdzie...
Winda zatrzymała się i krata odsunęła się ze zgrzytem zapraszając ją do znajomego, przyjaznego wnętrza, kuszącego spokojem i otuchą.
Jednocześnie coś w niej nie pozwoliło jej zrobić kroku do przodu. Przeświadczenie, że dzisiejsza noc nie może się tak skończyć, że musi iść dalej i szukać i nie poddawać się.
Patrzyła na mokrą jeszcze podłogę windy i oczami wyobraźni widziała jakiś inny gabinet, pełen tego co chciała dziś znaleźć.
Pomysł przeszukania kolejnego gabinetu wydał się jej nagle o wiele mniej przerażający niż się spodziewała. Dopiero co wyszła z paszczy lwa, więc wszystko inne wydawało się być o wiele mniej niebezpieczne.
Zgrzyt zasuwanej kraty zabrzmiał jak decyzja i jakaś część jej duszy ucieszyła się, że to nie ona musiała ją podjąć. Ona musiała tylko obrócić się i pójść w przeciwnym kierunku niż Biuro Aurorów i gabinet Norrisa. W tą drugą, bezpieczniejszą stronę.
Homenum revelio nie wykryło niczyjej obecności. Po raz trzeci Hermiona rzuciła Homenum revelio moneo i zapaliła różdżką światło. Jeśli wróci sprzątaczka, pomyśli, że zapomniała je zgasić,
Gabinet Lawforda faktycznie tonął w papierach. Podeszła szybko do biurka i zaczęła przeglądać jeden po drugim nie ruszając ich z kupki, tylko kartkując. Znała mniej więcej projekty w Wydziale Nauczania, więc jeden rzut oka wystarczał, by stwierdzić czy dokument jest podejrzany, czy nie.
Skończyła szybko z pierwszą stertą i jej wzrok padł na czysty arkusz pergaminy obok. Obróciła go, żeby sprawdzić co jej z drugiej strony i na widok paru pierwszych słów bez mała podskoczyła.
Do ustawy o powstrzymania naboru mugolaków do Hogwartu. Sprób. rozszerzyć na półkrwi
Zakaz naboru od września
Powód – brak miejsc w Hogwarcie, Zaludnienie ostrzega o gwłt. wzroście urodzin czar. czystej krwi i półkrwi
Nowa szkoła – lokalizacja?
Niby projekt integracji mugolaków ze społecznością czarodziejów. + historii magii i zasad i moralności czarodziejów
Pod spodem widniało jedno słowo przekreślone dwa razy
Snape!!!!!
Rozumiała każde słowo po kolei, ale sens do niej nie trafiał i musiała przeczytać notatkę jeszcze parę razy, żeby wreszcie zrozumieć o co w niej chodziło. I przede wszystkim uwierzyć.
Znalazła to czego szukała, miała w ręku żywy dowód na to, że Norris knuł coś przeciw czarodziejom mugolskiego pochodzenia!
Chciała więcej dowodów, więcej szczegółów! Rozejrzała się gorączkowo w poszukiwaniu innych notatek i jej wzrok padł na niewielką szkatułkę stojącą na brzegu biurka. Poza nią wszędzie leżały tylko dokumenty, więc przyciągała wzrok jak magnes.
Wieczko było zamknięte. Hermiona przygryzła usta próbując sobie przypomnieć w pośpiechu zaklęcia ujawniające zabezpieczenia... ale było ich tak wiele, że w tak krótkim czasie jaki jej został miała znikomą szansę trafić akurat na to właściwe, już nie mówiąc, że znała ich raptem kilkanaście.
Merlinie, co robić?! Zostawić tą szkatułkę zamkniętą? Co by było, gdybyś uruchomiła jakieś zabezpieczenia...?
Zaraz, Lawford i zabezpieczenia? Też coś...
Choć może bał się Norrisa i jednak jakieś założył...?
Stała chwilę krzywiąc się, rozdarta między szalonym pragnieniem sprawdzenia co jest w środku, nieprzemożnym przekonaniem, że COŚ tam musiało być i przerażeniem. Musiała znaleźć jakiś sposób! Nie mogła stąd wyjść bez sprawdzenia! Skoro dotarła aż tu, musiała iść dalej!
Szkatułka stała na brzegu biurka i ktoś przez nieuwagę mógłby ją strącić na ziemię. Więc ja też ją strącę. Jak się otworzy to dobrze, a jak nie...
Nie dopowiedziała w myślach reszty, tylko zerknęła krótko na drzwi i popchnęła szkatułkę końcem różdżki...
Nic się nie stało. Szkatułka bezgłośnie upadła na dywan, wieczko otworzyło się i wyturlała się w niej szklana fiolka z białawą, wirującą substancją.
Hermiona wypuściła głośno wstrzymywany oddech i pochyliła się nad fiolką. Na pasku papieru dookoła zobaczyła trzy litery. ...APE...
Snape??? Czyżby... O Merlinie...
Doskonale wiedziała co to jest. Patrzyła na fiolkę na dywanie, ale przed oczami miała zupełnie inną. Tą, do której Harry zebrał wspomnienia zalanego krwią, umierającego na brudnej podłodze Snape’a.
Popchnęła lekko fiolkę przed sobą odsłaniając resztkę napisu. Całość złożyła się w jedno słowo. SNAPE.
Muszę coś zrobić! Nie mogę tak po prostu wyjść! Boże, muszę coś zrobić...! Boże, pomóż mi...
Potoczyła błędnym wzrokiem dookoła i na szafce pod oknem zobaczyła myślodsiewnię. Nie była pewna czy dokładnie o to prosiła, ale... Ale tak. Obejrzyj ją. Szybko!
Jednym zdecydowanym ruchem zablokowała drzwi, postawiła szkatułkę na biurku i podeszła z fiolką do myślodsiewni. Odpychając od siebie jakiekolwiek myśli wlała do misy wspomnieniem pochyliła się nisko nad wirującą substancją, rzuciła Mufliato, zgasiła światło i na oślep zniżyła głowę. Poczuła na końcu nosa coś chłodnego i...
Kiedy stanęła na czymś twardym, otworzyła oczy. Była w jakimś mugolskim mieście. Musiało być bardzo późno, Może nawet była to noc, bo latarnie paliły się na ulicach. Większość sklepów była pozamykana. Stała na chodniku. Koło niej przejechał jakiś samochód z otwartymi oknami – przez chwilę słychać było rap, ale po chwili rytmiczne dudnienie ucichło, kiedy auto skręciło w prawo.
W zasadzie na ulicy było cicho. Przez otwarte okno z mieszkania na parterze dobiegał śmiech i jakiś znajomy głos aktora, którego nie umiała sobie przypomnieć. Miała wrażenie, że leciała jakaś komedia. Z daleka słychać było przejeżdżający skuter i cichy, monotonny szum samochodów.
Koło siebie zobaczyła starszego pana, który rozejrzał się na boki, po czym przeszedł na drugą stronę jezdni. Poszła wraz z nim.
Nagle zza zakrętu wyszedł jakiś mężczyzna. Jego sylwetka wydała się jej znajoma. Idąc za starszym panem zbliżała się do niego i kiedy światło latarni padło mu na twarz, rozpoznała go. To był profesor Snape.
Snape w mugolskim miasteczku? Co on tu robi?!
Wiedziała, że jest w czyimś wspomnieniu i ani jego właściciel, ani Snape nie mogą jej zobaczyć, ale czuła się trochę niepewnie.
Mijając ich Snape potrącił brutalnie starszego pana i poszedł dalej. Widać było, że ma różdżkę w ręku i Hermiona pomyślała, że oberwie mu się za używanie czarów przy mugolach.
– Nie może pan choć trochę uważać?! – zawołał staruszek, zataczając na maskę stojącego obok auta.
Na szczęście nie upadł na ziemię, więc jakoś udało mu się podnieść. Obrócił się za Snapem grożąc mu ręką i wołając.
– Ani odrobiny szacunku teraz nie macie! Cholerna młodzież...
Snape skręcił w kierunku najbliższego wejścia na klatkę schodową, machnął różdżką i czerwony promień uderzył w drzwi z taką siła, że niemal wyrwał je z zawiasów.
Pan zamilkł nagle, ale po chwili ruszył gwałtownie za Snape’m.
– Jeszcze demolować mu się zachciało! Czekaj ty jeden, wezwie się policję i będziesz inaczej śpiewał!
Zanim doszli do klatki schodowej, przez otwarte okno dobiegł jakiś łomot i kobiecy krzyk. Po chwili dołączył do niego również dziecięcy. Bojąc się tego, co może zobaczyć, Hermiona podbiegła do okna i zamarła.
W mieszkaniu stał Snape, teraz doskonale widoczny w świetle lampy. Stojąca koło telewizora kobieta złapała się za głowę i i znów krzyknęła. Z pomieszczenia obok wypadł jej mąż i zamarł. Przez pisk dzieci usłyszała jak mężczyzna mówi przestraszonym głosem „Co pan... co pan robi w naszym domu?! Proszę wyjść!”
Snape zaśmiał się gardłowo, po czym machnął różdżką w kierunku chłopca stojącego pod ścianą. Nie słyszała słów, ale natychmiast poznała zielony promień, który ugodził malca przewracając go na ziemię.
Kobieta z krzykiem padła na kolana przy martwym dziecku, pozostałe maluchy zaczęły na nowo piszczeć, a mężczyzna rzucił się na Snape’a i spróbował go powstrzymać. Ten jednak odepchnął go mocno na ścianę i zanim mężczyzna zdołał się podnieść, rzucił w niego Avadą, po czym odwrócił się ku skulonym, wtulonym w siebie dzieciom na kanapie. Te wpatrywały się w niego wielkimi, przerażonymi oczyma, mniejszy z kciukiem w pucołowatej buzi.
– Uciekajcie! Uciekajcie stąd! – zawołała nagle ich matka.
Jedno z dzieci zerwało się biegiem ku drzwiom, ale Snape był szybszy. Wykrzywił twarz w strasznym grymasie obnażając zaciśnięte zęby i posłał w nie zielony promień. Jednocześnie kopniakiem odrzucił kobietę próbującą złapać najmniejszego chłopca.
– Nie! Nie!!! Błagam, proszę, nie!!!
Jeszcze jeden zielony promień wystrzelił w jego różdżki i przeraźliwy dziecięcy pisk zamilkł.
Nadal szczerząc zęby Snape pozwolił przez chwilę kobiecie przyglądać się porozrzucanym dookoła zwłokom jej dzieci i męża. Ta nie krzyczała już tylko wyła głośno jak okaleczone zwierzę. Po chwili znów rozbłysł zielony promień, jej płacz umilkł i Hermiona usłyszała łoskot padającego na ziemię ciała.
Snape chwilę wpatrywał się w leżące na ziemi zwłoki, po czym okręcił się na pięcie i deportował z głośnym pyknięciem.
Nagle cały świat pociemniał i coś pociągnęło mocno Hermionę do tyłu. Poddała się temu zupełnie.
Czuła ból, przejmujący ból, tkwiący gdzieś w niej i napierający na nią zewsząd dookoła. Gdzie by się nie ruszyła, cokolwiek by nie zrobiła, był wszędzie, był wszystkim. Był nią całą. Chciała zerwać się i uciec stamtąd, ale nie dawała rady. Ból rzucił nią o ziemię i przykuł do niej nie pozwalając się jej ruszyć.
Coś jęczało głucho koło niej. Rozwarła szeroko oczy i spróbowała to dostrzec, ale widziała tylko pustą czerń dookoła. Mogła tylko próbować to coś uspokoić bujając się gwałtownie do przodu i do tyłu, kołysząc jak matka kołysze dziecko, żeby usnęło. Coraz wolniej. Coraz delikatniej... Coraz ciszej.
I udało się jej. Jęki urwały się i odeszły gdzieś w ciemność. I czuła już tylko dreszcze wstrząsające jeszcze całym jej ciałem i łzy spływające bezgłośnie po policzkach.
Powoli rozluźniła się i osunęła do przodu. Czoło dotknęło czegoś miękkiego.
To była najbardziej przerażająca rzecz, jaką w życiu widziała. Przeżyła Bitwę o Hogwart i widziała umierających przyjaciół i znajomych, widziała konającego Snape’a, sama była torturowana u Malfoyów, pamiętała martwego Zgredka, ich wyprawa po horkruksy była pasmem koszmarów..., ale to, co właśnie zobaczyła było zdecydowanie gorsze. Brutalny mord małych, niewinnych dzieci i ich rodziców, fakt, że można się było napawać radością widząc przejmujący ból w oczach młodej matki..., to ją całkowicie przerosło.
Nagle przypomniała sobie inną kobietę – „Nie Harry! Błagam, nie Harry!!” i łkanie wstrząsnęło nią na nowo.
Po długiej, bardzo długiej chwili udało się jej uspokoić. Podniosła głowę i rozejrzała się po aksamitnej czerni.
Zrozumienie przyszło z dotykiem grubego dywanu.
Gabinet Lawforda... jestem w gabinecie Lawforda... O Merlinie, trzeba stąd uciekać!!
Macając na oślep odnalazła różdżkę i szepnęła Lumos. W słabym, drżącym świetle dostrzegła krzesło i podparła się o nie, żeby wstać. Świat zawirował jej przed oczami, ale jakoś udało się jej utrzymać na trzęsących się nogach.
Strach nadal szalał w niej, była niemal pewna, że lada chwila z ciemności wynurzy się ręką okryta czarną peleryną i pośle ku niej zielony promień... wtedy kiedy będzie stać tyłem do niej...
Rozejrzała się gwałtownie dookoła, ale blade światło ukazało tylko myślodsiewnię i stojące dalej biurko.
Myślodsiewnia! Opróżnij myślodsiewnię. Odłóż fiolkę. I uciekaj! Na miłość boską UCIEKAJ STĄD!!!!
Trzęsącą się strasznie ręką odkorkowała fiolkę i zaklęciem przeniosła do niej wspomnienie. Przez paręnaście sekund nie mogła włożyć koreczka i sfrustrowana rozpłakała się na nowo.
Ale w końcu udało się. Zatoczyła się jak pijana w kierunku biurka, popchnęła fiolkę koło szkatułki i rzuciła się ku drzwiom. W głowie kołatała się już tylko jedna, jedyna myśl. Żeby uciec stąd jak najszybciej.
Fiolka stuknęła leciutko o szkatułkę, odbiła się od niej i odturlała trochę w drugą stronę. Prawie już nieruchomiała, kiedy pod spodem skończył się pergamin. Minimalna pochyłość i poruszająca się jeszcze w środku biaława substancja wystarczyły, żeby fiolka sturlała się gwałtowniej. Zatrzymała się dopiero po środku biurka, opierając się lekko o kupkę dokumentów.
CDN
W końcu ma jakieś dowody na ich spisek, ale nie wiem co z nimi zrobi, bo pewnie do Snape'a za szybko nie pójdzie. No i czy nie zastanowiło jej co robią wspomnienia w gabinecie kogoś, kto knuje jak wywalić mugolaków z czarodziejskiego świata? Takie mocno naciągane.
Uwielbiam te krzyki myśli. Są najbardziej rozsądne z całego rozdziału.