Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Na Pokątnej istotnie widać było ślady wczorajszego pochodu. Na ulicy walały się podarte strony wyrwane z Proroka, gdzieniegdzie leżały zwiędłe róże. W witrynach niektórych sklepów zobaczyła przyklejone rozmaite hasła: „Łapy precz od naszych dzieci!”, „Wszystkie dzieci nasze są!”, „Kobiety, bojkotujcie wizyty w Św. Mungu!” czy „Prędzej zobaczę Chrapaka Krętorogiego niż usunę ciąże!”.
Na stolikach w kawiarniach i restauracjach, przy kasach w niektórych sklepach leżały pliki ulotek jakiejś organizacji studenckiej, która w kilku słowach wyjaśniła, że po pierwsze upośledzenie płodu nie stanowi zagrożenia dla życia matki, a po drugie, że badania przeprowadzane w Klinice wcale nie pozwalają na jednoznaczne ustalenie stopnia wad i absolutnie nie można ich brać pod uwagę i decydować się na tak radykalny krok, jak usunięcię ciąży.
Hermiona kupiła Żonglera, zaszyła się w kącie baru i czekając na frytki i kotlet wieprzowy zaczęła czytać.
Po pierwsze Lovegood stwierdził, że ilość protestujących była o wiele wyższa, sam doliczył się przynajmniej pięciuset uczestników. Prorok wyraźnie zaniżył ilość, próbując zbadatelizować wczorajszy marsz.
Po drugie nawoływał do nieustannych protestów, określając program Ministerstwa jako „barbarzyński”. Ponieważ w tygodniu ludzie pracowali i nie mieli czasu na zorganizowane protesty, proklamował protest polegający na noszeniu wpiętej w ubranie białej róży.
Faktycznie, wszystkie róże na ulicy były białe. Jak tak dalej pójdzie, Ministerstwo zdelegalizuje białe róże i wprowadzi zakaz uprawy i sprzedaży. I ludzie będą trafiać do Azkabanu za posiadanie białych kwiatków.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzeniem. Świat stawał na głowie.
Ani zdjęcia z regularnych przelotów samolotami rozpoznawczymi, ani kolejne transmisje z satelity nie dały pożądanych rezultatów, w dodatku prognoza pogody dla Rathlin Island na cały tydzień przewidywała duże zachmurzenie, więc nie było co liczyć na zdjęcia satelitarne.
Rozeźlony Jack zdecydował się wysłać regularny patrol na wyspę. Najchętniej wybrałby chłopaków z 1szego batalionu, bo to byli najlepsi z najlepszych, ale wchodzili oni w skład Special Forces Support Group i stacjonowali w Walii i musiałby prosić o zgodę samego Księcia, więc zdecydował się na 3ci batalion, należący do 16tej Powietrznej Brygady Szturmowej stacjonującej w Colchester Garrison. Generał Sir Mike Jackson był jego wieloletnim przyjacielem, więc nie musiał się długo targować.
– Całkiem po omacku wpadłem na coś ciekawego – powiedział Sir Mike’owi. – Ale zanim zrobię z siebie głupca ogłaszając rewelacyjne odkrycie, muszę wpierw to sprawdzić.
Sir Mike wydał natychmiastowy rozkaz zmobilizowania dziesięciu żołnierzy i wysłania ich na spadochronach na nocny patrol na wyspę.
Wylądowali o pierwszej w nocy. Byli wyposażeni w gogle i monokulary termowizyjne, celowniki noktowizyjne i termowizyjne i detektory ruchu. Mieli zamontowany nowoczesny system C4I, który pozwalał nie tylko na wyświetlanie w goglach i przetwarzanie informacji, ale równoczesne przekazywanie ich do centrum operacyjnego znajdującego się w bezzałogowym samolocie Dragon Eye krążącym nad patrolowanym terenem. Ich misja należała do typu „Widzący i nie będący widzianymi”, co oznaczało, że mają patrolować teren, meldować o wykryciu celu, ale nie ujawniać się.
Wiedząc o dwójce starszych ludzi mieszkających na wyspie, pobieżnie sprawdzili ich skromny domek i zagracone podwórko i dosłownie przeczesali wyspę. Sprawdzili zamek, najwyraźniej w stanie remontu i znaleźli tylko kilka butelek po piwie, otwarte opakowanie dziwacznych cukierków o różnych kolorach i parę rękawic z dziwnej, zielonej skóry. Odkryli kilka kóz, kilka sów i parę innych mniejszych zwierząt. Nie było ani śladu ludzkiej obecności.
O świcie nadleciał wezwany śmigłowiec i wszyscy wrócili do bazy.
Wtorek, 30.06
Zdegustowany Jack odłożył raport z nocnego patrolu i sięgnął po kubek z kawą.
Cholerny świat! Gdzie oni się podziali?! Przecież całkiem niedawno jeszcze tam byli! Sam ich widziałeś!
Jego asystentka położyła mu na biurku plik papierów, ale nie zwrócił na to uwagi.
Gdyby nie to, że faktycznie ich widział, chyba zacząłby uważać, że ma omamy. Ale nie, niemożliwe. Byli.
Przecież Kovalsky też ich widział! Nie spreparował chyba tego filmiku specjalnie dla mnie?!
Wziął łyka i wrzątek poparzył mu usta. A żeby to szlag trafił!!!
Szarpnął się do tyłu pochylając równocześnie nad kubkiem i wypluwając do środka gorącą kawę i chyba to sprawiło, że zaczął myśleć. Zupełnie nagle zaświtała mu inna myśl i aż zamarł.
A co, jeśli oni w jakiś tajemniczy sposób się zorientowali i przenieśli gdzieś indziej? Faceci, którzy opanowali jakąś nową technikę, potrafiący kamulfować się tak doskonale jakby ZNIKALI, naprawdę przenieśli się w inne miejsce.
Upił ostrożnie odrobinę kawy i, już przygotowany na temperaturę, jakoś ją przełknął. Tylko wargi piekły jeszcze trochę.
Opanuj się, jak mogli się zorientować! Przez jakiś czas Kovalsky przyglądał im się sam. Tylko z Mackiem. Skoro Kovalsky był tym zaskoczony, to znaczy, że o nich nie wiedział. Chyba, że robi cię w balona. Mack stoi poza podejrzeniami. Jak mogli się zorientować?! Przecież nie czytają w myślach?! To musiał być po prostu zbieg okoliczności i tyle.
Dałeś dupy, stary! Zgubiłeś ich.
Zrozumienie przyszło z kolejnym łykiem kawy.
Jesteś jedyną osobą w Dowództwie, która wie, że ktoś posługuje się tak zaawansowaną technologią. MUSISZ o tym powiedzieć tym wyżej. MUSIMY ich odnaleźć!
Czując, że zaczyna boleć go głowa, zadzwonił po sekretarkę.
– Połącz mnie proszę z Sir Nicholasem Carterem. Natychmiast.
Parę godzin później Jack stanął pod drzwiami do biura Sir Nicolasa. Zapukał i czekał parę sekund na głośne „Proszę!”. Poprawił kwarat, delikatnie nacisnął klamkę i wszedł do środka.
– Panie generale – zasalutował siedzącemu za biurkiem mężczyźnie.
– Spocznij, Jack. Nie jesteśmy na przeglądzie broni – powiedział Sir Nicolas i wstał, żeby przywitać się ze swoim doradcą.
Sir Nicolas miał okrągła, ogorzałą twarz, przyjemny uśmiech, który podkreślały liczne zmarszczki w kącikach niebieskich oczu. Był wysoki, szczupły i trzymał się doskonale, choć gęste ciemnobląd włosy mocno już posiwiały na skroniach. A może właśnie to dodawało mu uroku i sprawiało, że stał się idolem wszystkich kobiet w angielskiej armii.
Uścisnęli sobie ręce i Sir Nicolas usiadł i wskazał Jackowi wygodny fotel.
– W porządku, Jack?
– Oczywiście! U pana również? – Jack usiadł i położył czapkę z boku biurka.
– Jak zawsze, mój chłopcze. Co cię do mnie sprowadza? Twoja sekretatka przestraszyła moją do tego stopnia, że nieszczęsna Cindy chciała odwołać mój lunch z Sir. Johnem.
– Przepraszam. Obawiam się, że to moja wina.
– Mieliśmy się spotkać jutro o... – Sir Nicolas zerknął na kalendarz – dziesiątej. Jeśli to nie mogło poczekać do jutra, to powiedz mi, o co chodzi.
Jack zaczął opowiadać od początku. Sir Nicolas rozparł się wygodnie na fotelu, ale nie trwało to długo. Po paru chwilach wyprostował się uważnie i zaczął słuchać z rosnącym skupieniem. Pod koniec zmarszczył brwi.
– Cholera, Jack! Wpadłeś na niezłą bombę! Nigdy o czymś takim nie słyszałem!
– Ja też nie. Z początku byłem na tyle oszołomiony, że nie rozumiałem, co oglądam. Wykluczyłem cyrkowe magiczne sztuczki i kazałem przez jakiś czas nadzorować sytuację, mając nadzieję, że wpadniemy na coś nowego, co pozwoli wysnuć więcej wniosków – Jack skrzywił się mimo woli. – Nie chciałem przychodzić do pana z niczym.
– To zrozumiałe, Jack – zastopował go natychmiast Sir Nicolas. – Nikt nie płaci ci za bieganie w panice dookoła i szarpanie wszystkich za poły marynarki z prośbą o pomoc. Jednak przychodzi taka chwila, że trzeba zwrócić się do innych. Właśnie taka chwila nadeszła, Jack.
– Dziękuję, panie generale.
Jack odczuł ulgę. Usiadł wygodniej na swoim fotelu i przestał się bawić guzikiem od marynarki, który przed chwilą machinalnie miętosił.
– Jack... Powiedz mi. Zacząłeś się interesować Rathlin Island, bo chcesz właśnie tam zrobić manewry, tak?
– Dokładnie.
– Dlaczego właśnie tam? – Sir Nicolas spojrzał mu badawczo w oczy.
Jack natychmiast uznał, że trzeba powiedzieć całą prawdę. No, prawie całą.
– Całkiem przez przypadek. Parę tygodni temu rozmawiałem z przyjacielem z wojska z dawnych lat i opowiadaliśmy sobie o wakacjach – Jack nie zamierzał się przyznać do tego, że nie chciało mu się szukać miejsca na manewry i skorzystał z porad Perry’ego. – Perry opowiedział mi o tym, jak któregoś lata ojciec zaciągnął go na tą wyspę, żeby zwiedzać zamek. I kiedy zaczął opowiadać, jak wygląda ta wyspa, przyszło mi do głowy, że może być dobrym miejscem na manewry. Dlatego kazałem mojemu porucznikowi przygotować więcej szczegółów. Mack zlecił topografię starszemu chorążemu Kovalsky’emu, który przez przypadek na nich wpadł.
Sir Nicolas zamyślił się.
– Trochę dużo tych przypadków. Nie sądzisz?
Jack wzruszył ramionami.
– Nie tylko nieszczęścia chodzą parami. My akurat mieliśmy podwójne szczęście.
Kiedy kończył zdanie, szalona myśl przyszła mu do głowy, ale powściągnał się tak, że nawet powieka mu nie drnęła.
Skąd Perry wytrzasnął tą wyspę???!!!
Przypomniał sobie, jak miesiąc wcześniej Perry skontaktował się z nim prosząc o jakąś aparaturę podsłuchową. I poczuł, jak wszystkie włoski na karku stają mu dęba i zimny dreszcz przechodzi po plechach.
– Będziemy go nadal potrzebować – rzekł Sir Nicolas sięgnąjąc po słuchawkę. – Cindy, połącz mnie z Premierem. Tak, natychmiast – dorzucił po chwili i czekał długą chwilę patrząc na ścianę, na której wisiał portret Królowej. – Dzień dobry, Davidzie. Musimy porozmawiać i obawiam się, że to nie może czekać – powiedział w końcu.
Jack zacisnął zęby. Cholera, cholera, cholera. Perry, przygotuj się na długą, bardzo długą rozmowę...
CDN...