Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Snape zdecydował się odstawić dziewczynę do domu. Przy okazji mógł prosto od niej użyć świstoklika do Hogwartu. Aportowali się do jej mieszkania i wreszcie mógł zobaczyć jej wymizerowaną minę. Wtedy, w Klinice, nie było czasu na tłumaczenie, więc postanowił zrobić to teraz.
Usiadł koło niej na kanapie, oparł się na rękach i przez chwilę oboje milczeli. W końcu powiedział cicho.
– Wiem, że w tej chwili jest ci ciężko. Myślisz, że zawiodłaś. Chciałaś zrobić więcej, lepiej i się nie udało. Ale nie wolno ci tak myśleć. W takich sytuacjach nie zawsze możesz uratować wszystkich. Czasami, tak jak dziś, ktoś niewinny cierpi i nic nie możesz zrobić. Musisz się nauczyć to akceptować. Czasem trzeba umieć móc poświęcić niewiele, żeby zyskać później bardzo dużo...
Obrócił się do niej i spojrzał w zaczerwienione oczy.
– Musisz się nauczyć, że nie masz wpływu na wszystko. Gdyby nas... ciebie tam nie było, to stałoby się czy tak, czy inaczej. To dzięki tobie nie stało się nic gorszego. Zamiast patrzeć na dzisiejszy wieczór jak na klęskę, bo nie uratowałaś jednej kobiety, popatrz na to jak na sukces. Uratowałaś dziesiątki innych.
Uśmiechnęła się krzywo kiwając głową.
– Przepraszam. Byłam głupia. Powinnam była pana od razu posłuchać...
– Nie byłaś głupia, tylko chciałaś dobrze. Nie ma w tym nic głupiego.
Hermionie przyszło do głowy, że właśnie tak musiało wyglądać jego życie. Rozdarte między próbami ocalenia innych i bólem i bezsilnością, kiedy nie mógł nic zrobić i musiał patrzeć jak giną ci, których miał chronić. Chciała mu to jakoś powiedzieć. Pokazać, jak bardzo go za to ceni.
– Musiało być panu bardzo ciężko... przez te wszystkie lata... naprawdę bardzo przepraszam, panie profesorze.
Snape potrząsnął głową. O nie, Merlinie! Tylko nie „profesorze!” I nagle uśmiechnął się, bo znalazł sposób na to, żeby zająć ją czymś innym.
– Nie chcę już więcej słyszeć od ciebie „panie profesorze”.
Hermiona zamarła i spojrzała na niego wielkimi oczami.
– To jak mam...
– Przecież wiesz, jak mam na imię?
Opanował nagłą chęć dotknięcia jej i wstał. Dziewczyna nadal siedziała, zaskoczona. Jak mogłabym mówić mu na „ty”?!
– Ale ja... nie umiem...
Snape jeszcze raz potrząsnął głową.
– Z tego co słyszałem, to podobno jesteś zdolna i szybko się uczysz... Wierzę, że ci się uda. I pamiętaj, że ćwiczenie czyni mistrzem.
Wyciągnął z kieszeni torby francuski świstoklik i aktywował go.
– Dziękuję za twoja dzisiejszą pomoc. Do widzenia! – rzucił jeszcze zanim dotknął małego krążka.
Hermiona wstała odruchowo.
– Do widzenia...
W tym momencie zniknął, więc poczuła ulgę, że nie musiała kończyć zdania.
Snape założył ciaśniej poły szaty i przechadzając się wolno wzdłuż okna zdał Minerwie, Albusowi i Dilys krótką relację z tego co wydarzyło się w Św. Mungu. Fakt, że nie udało im się podmienić wszystkich fiolek i jakaś kobieta musiała wypić eliksir zasmucił wszystkich, szczególnie Dilys, ale też zgodzili się, że Severus i Hermiona nie mogli zrobić nic, by temu zapobiec bez ryzyka narażania siebie samych i ich misji. Gdyby dzisiejszego wieczora Norris dowiedział się, że są na jego tropie, z pewnością zareagowałby bardzo gwałtownie – albo zabiłby ich na miejscu, albo udaremniłby ich spotkanie z Kingsleyem i przepadłaby szansa na zakończenie całej sprawy.
– Severusie, jak tylko jutro rano otworzysz oficjalnie egzaminy, niezwłocznie udaj się do Ministerstwa – powiedział Dumbledore, gładząc długą brodę. – Nie sądzę, żebyś miał jakiekolwiek problemy ze spotkaniem się z Kingsleyem, ale w razie czego odwiedź mój portret i daj mi znać. Postaram się pomóc.
– Dziękuję, Albusie – odpowiedział ten skinieniem głowy.
Minierwa wstała wolno z fotela.
– Świetnie się spisaliście. Oboje. Teraz mogę ci powiedzieć, że nie sądziłam, że tak dobrze wam się uda.
Mężczyzna uniósł pytająco brew.
– Wątpiłaś w moje zdolności?
Czarownica uśmiechnęła się lekko.
– Nie w zdolności. Ale nie sądziłam, że Opiekun Slytherinu może tak dobrze współpracować z Gryfonką. W końcu parę lat temu układało się między wami całkiem inaczej.
Odruchowo przypomniał sobie jak wspaniale się czuł tuląc ją do siebie i odpowiedział jej lekkim uśmiechem.
– Nie tylko z jedną, ale z dwiema. Ty też jesteś z Gryffindoru. Skoro jesteśmy już przy temacie, chciałbym ci podziękować za pomoc – wyciągnął do niej rękę.
Minerwa uścisnęła ją z radością.
– Nie masz mi za co dziękować. I pamiętaj, że jeśli za jakiś czas znów wplączesz się w jakieś problemy, zawsze możesz na mnie liczyć.
– Ja i problemy? Takie zestawienie nie istnieje.
Dumbledore zaśmiał się ze swego portretu i oboje obejrzeli się w jego kierunku.
– Mój drogi chłopcze, „Severus” i „problemy” to pleonazm!
Minerwa pożegnała się i wreszcie mógł przejść do swoich komnat. Odwiesił szaty, przez chwilę zastanawiał się czy nie poczytać przed położeniem się spać, ale w końcu zdecydował się odłożyć to na kiedy indziej. Rozebrał się, zgasił różdżką świece i wśliznął pod kołdrę.
Nie musiał nawet zamykać oczu, żeby wróciły do niego wspomnienia z tego wieczora. Patrzył w ciemną przestrzeń przed sobą i czuł wyraźnie ciepło stojącej tuż obok dziewczyny. Kiedy zamknął oczy, mógł sobie wyobrazić jej twarz wtuloną w jego pierś, jej ręce zaciskające się spazmatycznie na jego koszuli... To było niemal jak pieszczota. Przypomniał sobie, jak głaskał ją po głowie i pożałował, że dzieliła ich cienka tkanina peleryny. Ciekawe jakby to było, gdyby mógł wsunąć rękę w jej włosy. Czy były miękkie? Splątane? Czy też mógłby czesać je palcami? To też byłoby jak pieszczota.
Następnie przypomniał sobie niesamowite uczucie, które go ogarnęło i poczuł, jak jego ciało zaczęło reagować.
Nie było co się dziwić. Minęły całe lata odkąd ostatni raz był z kobietą. Nigdy nie miał szans na żaden regularny związek. Wcześniej, od czasu do czasu, przy okazji rozmaitych balów wyprawianych przez Śmierciożerców, spotykał kobiety, które pragnęły tego samego co on: krótkiej, niewiążącej nocy, po której oboje mogli sobie powiedzieć „żegnaj”. Być może imponował im swoją pozycją albo emanującą z niego siłą, a może po prostu potrzebowały tego jednego razu z mężczyzną, który by ich nie zatrzymywał i pozwolił pójść dalej o poranku?
Tak więc nie było nic dziwnego w tym, że po tylu latach zareagował tak na dotyk kobiecego ciała. Miękkiego, ciepłego i tulącego się do niego. Choć równocześnie nie było to tylko podniecenie, ale i coś jeszcze. Co? Nie umiał tego nazwać.
Czując gorąc i napięcie rozlewające się po podbrzuszu próbował jeszcze z tym walczyć. Czemu w ogóle do tego doszło? Czemu ją przytulił? Czyżby po prostu była to naturalna reakcja na widok krzywdy dziejącej się komuś bliskiemu? Chęć pomocy i pocieszenia? Nie miał za często opiekuńczych odruchów, ale w końcu przeżyli razem kilka trudnych sytuacji...
Jego ciało domagało się coraz bardziej jego uwagi i nie umiał już skupić myśli. Tak, z całą pewnością to było to. To musiało być to. W końcu już nie miał dłużej siły się opierać. Poczuł jak jego ręka, prawie wbrew jego woli, przesuwa się w dół brzucha i wkrótce już nic nie miało żadnego znaczenia.
CDN...